Cofnijmy się do głębokiego średniowiecza (jakiś XII/XIII wiek) i wyobraźmy sobie, że ówczesny "młody zdolny naukowiec" (jak, nie przymierzając, niezależny ekspert Marek Zuber) właśnie wynalazł kamień filozoficzny, katalizator w którego obecności możemy otrzymać złoto z powszechnie występującego w przyrodzie materiału (np. z piasku lub z gliny). Oczywiście nasz uzdolniony alchemik nie pracował na własny rachunek, lecz miał sponsora np. najpotężniejszego ówczesnego europejskiego władcę tj. cesarza Świętego Cesarstwa Rzymskiego Narodu Niemieckiego, którego w skrócie odtąd będziemy nazywać cesarzem. Alchemik zdradził swój sekret władcy i na tym jego rola właściwie się kończy. W najlepszym razie cesarz postąpił z nim w myśl zasady "alchemik zrobił swoje, alchemik może odejść", chociaż bardziej prawdopodobna wydaje się tutaj maksyma "dobry alchemik, to martwy alchemik".
Skoncentrujmy swą uwagę na cesarzu, który znalazł się w posiadaniu kamienia filozoficznego. Co teraz powinien uczynić, żeby odnieść maksymalne korzyści z wynalazku? Przede wszystkim, nie mógł dopuścić, aby wieść o wynalazku przedostała się do opinii publicznej, gdyż w takim wypadku złoto szybko straciłoby wszelką wartość. Z drugiej strony w pojedynkę cesarz też nic by nie zdziałał. Musiał więc do realizacji swych planów skompletować niewielkie, ale sprawne grono wtajemniczonych, którzy za wyprodukowane złoto kupiliby dla niego maksymalnie dużo dóbr trwałego użytku (przede wszystkim za granicą). Do wykonania takiego planu najlepiej nadawaliby się kupcy, zwłaszcza kupcy żydowscy z uwagi na swoje uzdolnienia i mentalność. Przy ich pomocy należałoby przerzucić złoto do wszelkich możliwych krajów, a następnie zamienić je na ziemię i nieruchomości (akcji i obligacji jeszcze nie wymyślono, srebro i kamienie szlachetne pomińmy, żeby nie komplikować problemu). Ważna byłaby także taktyka transakcyjna. Przedwczesne rzucenie dużych ilości złota na rynek mogłoby spowodować jego zdemaskowanie . Właściwą metodą byłoby elastyczne reagowanie na popyt. Np. król Anglii potrzebuje złota na wojnę z Francją - dostaje odpowiednią ilość w zamian za Walię i Kornwalię. Król Francji rozpaczliwie potrzebuje złota, aby obronić się przed Anglikami - dostaje je w zamian za pół królestwa i 5 pięknych księżniczek. Zanim świat zorientowałby się w końcu, co jest grane, cesarz stałby się jego jedynym suwerenem (chyba, że wykiwaliby go przedsiębiorczy Izraelici).
Przejdźmy teraz od bajki do rzeczywistości. W tym celu w miejsce XII wieku podstawiamy wiek XXI, w miejsce Świetego Cesarstwa - USA, a w miejsce złota - współczesny światowy miernik wartości, czyli dolara. Zamiast gliny nie musimy wcale podstawiać papieru. W dobie pieniądza elektronicznego dolary możemy wykreować z powietrza, a nawet z próżni. W podwójnej roli alchemika i cesarza obsadzamy... Nie, nie zgadliście. Wcale nie Baracka Obamę. Pokojowy noblista nadaje się najwyżej na błazna. W roli głównej oczywiście szef FED-u Ben Bernanke. No i Żydów nie ruszamy. Minęło 9 wieków, ale oni są nadal nie do zastąpienia.
Mamy obsadę, a więc czas na scenariusz. W porównaniu do średniowiecza uległ znacznemu uproszczeniu. Zadanie jest o wiele łatwiejsze do wykonania. Nie ma problemu z przewożeniem ciężkich skrzyń przez niespokojne granice. Wystarczy parę kliknięć w komputerze. A ile dóbr do nabycia za sztucznie wykreowany pieniądz. Nie tylko pola, lasy i jeziora, ale fabryki, statki i samoloty. Akcje, obligacje i surowce. I wszystko w zasięgu ręki. Tylko trzeba pomału i ostrożnie, żeby frajerstwo się nie połapało, zanim nie zostanie obłupione ze wszelkiej własności.
To nie sen wariata. To się dzieje naprawdę.
Skoncentrujmy swą uwagę na cesarzu, który znalazł się w posiadaniu kamienia filozoficznego. Co teraz powinien uczynić, żeby odnieść maksymalne korzyści z wynalazku? Przede wszystkim, nie mógł dopuścić, aby wieść o wynalazku przedostała się do opinii publicznej, gdyż w takim wypadku złoto szybko straciłoby wszelką wartość. Z drugiej strony w pojedynkę cesarz też nic by nie zdziałał. Musiał więc do realizacji swych planów skompletować niewielkie, ale sprawne grono wtajemniczonych, którzy za wyprodukowane złoto kupiliby dla niego maksymalnie dużo dóbr trwałego użytku (przede wszystkim za granicą). Do wykonania takiego planu najlepiej nadawaliby się kupcy, zwłaszcza kupcy żydowscy z uwagi na swoje uzdolnienia i mentalność. Przy ich pomocy należałoby przerzucić złoto do wszelkich możliwych krajów, a następnie zamienić je na ziemię i nieruchomości (akcji i obligacji jeszcze nie wymyślono, srebro i kamienie szlachetne pomińmy, żeby nie komplikować problemu). Ważna byłaby także taktyka transakcyjna. Przedwczesne rzucenie dużych ilości złota na rynek mogłoby spowodować jego zdemaskowanie . Właściwą metodą byłoby elastyczne reagowanie na popyt. Np. król Anglii potrzebuje złota na wojnę z Francją - dostaje odpowiednią ilość w zamian za Walię i Kornwalię. Król Francji rozpaczliwie potrzebuje złota, aby obronić się przed Anglikami - dostaje je w zamian za pół królestwa i 5 pięknych księżniczek. Zanim świat zorientowałby się w końcu, co jest grane, cesarz stałby się jego jedynym suwerenem (chyba, że wykiwaliby go przedsiębiorczy Izraelici).
Przejdźmy teraz od bajki do rzeczywistości. W tym celu w miejsce XII wieku podstawiamy wiek XXI, w miejsce Świetego Cesarstwa - USA, a w miejsce złota - współczesny światowy miernik wartości, czyli dolara. Zamiast gliny nie musimy wcale podstawiać papieru. W dobie pieniądza elektronicznego dolary możemy wykreować z powietrza, a nawet z próżni. W podwójnej roli alchemika i cesarza obsadzamy... Nie, nie zgadliście. Wcale nie Baracka Obamę. Pokojowy noblista nadaje się najwyżej na błazna. W roli głównej oczywiście szef FED-u Ben Bernanke. No i Żydów nie ruszamy. Minęło 9 wieków, ale oni są nadal nie do zastąpienia.
Mamy obsadę, a więc czas na scenariusz. W porównaniu do średniowiecza uległ znacznemu uproszczeniu. Zadanie jest o wiele łatwiejsze do wykonania. Nie ma problemu z przewożeniem ciężkich skrzyń przez niespokojne granice. Wystarczy parę kliknięć w komputerze. A ile dóbr do nabycia za sztucznie wykreowany pieniądz. Nie tylko pola, lasy i jeziora, ale fabryki, statki i samoloty. Akcje, obligacje i surowce. I wszystko w zasięgu ręki. Tylko trzeba pomału i ostrożnie, żeby frajerstwo się nie połapało, zanim nie zostanie obłupione ze wszelkiej własności.
To nie sen wariata. To się dzieje naprawdę.