środa, 3 lutego 2010

Caryca Maryna

Gdyby Maryna Mniszchówna żyła gdzieś na zachodzie Europy, na pewno stałaby się bohaterką niezliczonych powieści, filmów fabularnych i seriali niczym Henryk VIII i jego sześć żon. Ponieważ jednak jej dramatyczne losy toczyły się na wschodzie naszego kontynentu, pozostaje bliżej nieznana opinii publicznej. Nawet w Polsce, gdzie się urodziła, mało kto z obecnego pokolenia o niej słyszał. Jej postać bardziej popularna jest w Rosji, ale tam fakty w znacznym stopniu obrosły czarną legendą. Warto więc chyba przypomnieć tę kobietę, której życie przypominało baśń o wyjątkowo smutnym zakończeniu.

Ród Mniszchów pochodził z Moraw. Jego protoplasta na terenie Rzeczpospolitej Mikołaj Mniszech przybył w XVI wieku do Krakowa i rozpoczął karierę jako dworzanin Zygmunta Starego, a następnie Zygmunta Augusta. Poprzez ożenek skoligacił się z wpływową rodziną Kamienieckich. Starszy syn Mikołaja, Jerzy Mniszech został wojewodą sandomierskim, co oznaczało awans rodziny w szeregi magnaterii. Urodzona w 1588 roku Maryna była jedną z licznego potomstwa pana wojewody. Nic nie wskazywało, że odegra jakąś szczególną rolę w dziejach Polski, a tym bardziej Rosji. Zapewne czekałoby ją spokojne i dostatnie życie przy boku jakiegoś majętnego polskiego lub litewskiego wielmoży i rodzenie kolejnych dzieci. W 1604 roku dziwny przypadek sprawił, iż jej życie potoczyło się zupełnie inaczej.

Ażeby dobrze zrozumieć, co się wówczas stało, musimy dokonać skoku w czasie i przestrzeni. W 1584 zmarł Iwan Groźny, pierwszy car Rosji, geniusz i szaleniec w jednym, wybitny polityk i wódz, a zarazem sadystyczny zwyrodnialec, jedna z wielu niesamowitych postaci, które mogły pojawić się na scenie historii tylko w takim miejscu jak Rosja. Iwan Groźny wsławił się tym, że na wschodzie rozszerzył granice swojego państwa aż po zachodnią Syberię, a jednocześnie faktem, że własnoręcznie zamordował swojego najstarszego syna i następcę tronu, także Iwana. Spośród męskiego potomstwa Iwana Groźnego ojca przeżyło dwóch synów, Fiodor i Dymitr. Żaden z nich nie był normalny. Fiodor był mocno chorowity, a jednocześnie poważnie upośledzony umysłowo. Zapewne dotknięty był również jakąś ułomnością natury seksualnej, bo jego małżeństwo z Iriną Godunową przez kilkanaście lat pozostawało bezdzietne. Dymitr natomiast był epileptykiem i od maleńkości przejawiał skłonności do okrucieństwa i sadyzmu.

Fiodor został koronowany na cara, ale, wobec jego niepełnosprawności intelektualnej, faktyczne rządy przejął jego szwagier Borys Godunow, który do dużych wpływów na dworze doszedł w ostatnich latach panowania Iwana Groźnego. W 1591 roku miało miejsce zdarzenie, mające w przyszłości wywrzeć wielki wpływ na losy Rosji i Rzeczpospolitej. W Ugliczu podczas ataku epilepsji śmiertelnie zranił się nożem 11-letni Dymitr Iwanowicz. Śmierć carewicza Dymitra była mocno podejrzana. Podejrzewano morderstwo popełnione przez siepaczy Borysa Godunowa, który w ten sposób pozbył się przyszłego rywala do tronu i władzy. Oficjalne śledztwo potwierdziło jednak nieszczęśliwy wypadek, po czym sprawy potoczyły się swoim biegiem. W 1596 roku caryca Irina niespodziewanie urodziła dziewczynkę, której nadano imię Teodozja. Jednak już dwa lata później mała następczyni tronu zmarła, a wkrótce po niej odszedł z tego świata jej faktyczny lub tylko formalny ojciec, car Fiodor I. Wobec wygaśnięcia dynastii, nowym carem obwołano Borysa Godunowa.

Borys Godunow był człowiekiem sprytnym i inteligentnym, posiadał więc cechy niezbędne do sprawowania władzy. Od samego jednak początku na tronie carskim musiał się borykać z olbrzymimi problemami. Wielkie bojarskie rody Bielskich, Szujskich, Romanowów, czy Golicynów tylko z pozoru podporządkowały się nowemu władcy. W rzeczywistości na okrągło spiskowały, czekając tylko okazji, aby strącić z tronu znienawidzonego parweniusza wywodzącego się z drobnej szlachty tatarskiego pochodzenia. Borysowi nie sprzyjał też los. Kilka lat straszliwego nieurodzaju sprawiło iż w Rosji zapanował głód. Rozpoczęły się masowe chłopskie bunty. Władza cara Borysa zaczęła się chwiać.

Nikt nie wie skąd pochodził Grigorij Otriepiew i w jaki sposób trafił do klasztoru. Nie wiadomo też, czy na swój szatański plan wpadł sam, czy mu też go ktoś podsunął. Późniejsze jego losy świadczą natomiast o tym , że młody chłopak ze skłonnościami do awanturnictwa, rozpusty i wojaczki zupełnie nie pasował do roli mnicha w prawosławnym rosyjskim monastyrze. Toteż i nie zagrzał tam długo miejsca. W 1603 roku opuścił klasztorne mury i przez granicę przekradł się na teren Rzeczpospolitej. Zaciągnął się na służbę do kresowego magnata Adama Wiśniowieckiego. Jakież musiało być zdumienie jego pana, kiedy któregoś dnia niepozorny Griszka oświadczył, że jest ni mniej, ni więcej, tylko cudownie ocalonym w Ugliczu carewiczem Dymitrem.

Adam Wiśniowiecki naradził się ze swym bratem stryjecznym Konstantym. Uznali, iż sprawa jest na tyle poważna, że warto nią zainteresować samego króla. Wraz z Griszką (którego odtąd będziemy nazywać Dymitrem Samozwańcem) wyruszyli na zachód. W Samborze spotkali się z wojewodą Jerzym Mniszchem, na którym Samozwaniec sprawił bardzo dobre wrażenie. Z kolei na Dymitrze wrażenie wywarła córka wojewody, 16-letnia Maryna. Do tego stopnia, że oświadczył się o jej rękę. Oświadczyny zostały przyjęte.

Czy była to miłość od pierwszego wejrzenia, czy raczej zimne wyrachowanie z obu stron? Odpowiedzieć na to pytanie pomogą nam przekazy historyczne, jakie zachowały się na temat wyglądu i charakteru obojga narzeczonych. Dymitr był niewysoki, rudowłosy, a twarz szpeciły mu dwie wielkie brodawki. Wzbudzał jednak ogólną sympatię dobrymi manierami i był niewątpliwie inteligentny. W służbie Wiśniowieckich szybko nauczył się nie tylko polskiego, ale i łaciny, kronikarze wspominają też, że doskonale jeździł konno. Zachowało się kilka portretów Maryny Mniszchówny. Na ich podstawie można stwierdzić, że była brunetką o bardzo bladej cerze, dość ładną, ale raczej niesympatyczną, dumną i wyniosłą. Źródła wspominają też o jej bardzo małym wzroście i ogromnej ambicji. Niewątpliwie wyrachowanie odegrało w tym związku większą rolę, niż uczucia. Dla Maryny perspektywa zostania carycą Rosji musiała być oszałamiajaca. Z kolei Dymitr poprzez skoligacenie się z polskim magnackim rodem znacznie poprawiał swą sytuację, a przede wszystkim bezpieczeństwo. Przecież cały czas wisiała nad nim perspektywa wydania w ręce Borysa Godunowa, co z pewnością było równoznaczne z okrutną śmiercią.

W Krakowie Dymitr został przedstawiony Zygmuntowi III Wazie. Król życzliwie ustosunkował się do jego planów walki o "ojcowiznę", ale odmówił oficjalnego wsparcia przez Rzeczpospolitą. Przeważyła negatywna opinia kanclerza Jana Zamoyskiego, który niedwuznacznie sugerował "ciche sprzątniecie" pretendenta do tronu carskiego lub wydanie go Rosjanom. Nieoficjalnie Jerzy Mniszech otrzymał jednak od króla "zielone światło" dla zorganizowania prywatnej wyprawy na Moskwę. Pierwszy groszem sypnął nuncjusz papieski w zamian za potajemne przejście Dymitra na katolicyzm i obietnicę nawrócenia na ten obrządek całej Rosji. Na wyposażenie wojska wojewoda Mniszech poświęcił cały swój majątek i do tego zadłużył się po uszy. Jego wysiłki wsparli Wiśniowieccy i niektórzy inni magnaci. W sierpniu 1604 roku licząca 2500 ludzi armia pod dowództwem Dymitra Samozwańca i Jerzego Mniszcha przekroczyła granice Rosji i ruszyła na Moskwę.

Na pozór była to armia nieliczna, a całe przedsięwzięcie wyglądało na "porywanie się z motyką na słońce". Ale pozory mylą. Wkrótce do sił Samozwańca przyłączyło się kilka tysięcy Kozaków dońskich pod wodzą atamana Iwana Zarudzkiego, nadciągnęły też chmary polskich i litewskich awanturników spragnionych łupu. Pomału zaczęli dołączać rodowici Rosjanie. Wyprawę poprzedzały bowiem wieści o pokrzywdzonym carewiczu pragnącym odzyskać tron z rąk uzurpatora. Moskiewscy bojarzy jeszcze się wahali. Przed jawnym opowiedzeniem się po stronie Samozwańca powstrzymywał ich na razie strach przed zemstą Borysa. Z drugiej strony woleliby posadzić na tronie nawet diabła, byleby tylko pozbyć się znienawidzonego cara. Przez wiele miesięcy toczyła się podjazdowa wojna ze zmiennym szczęściem. Zwycięstwo przechyliło się na stronę Dymitra 23 kwietnia 1605, kiedy to nagle zmarł Borys Godunow, prawdopodobnie otruty.

Borys Godunow pozostawił po sobie bardzo udane potomstwo. 23-letnia Ksenia słynęła zarówno z wybitnej urody, jak i z mądrości. 15-letni Fiodor był doskonale przygotowany do roli cara. Wybitnie inteligentny, władał kilkoma obcymi językami. Mimo młodego wieku odznaczał się wysokim wzrostem i nieprzeciętną siłą. Zadanie, przed którym stanął, było jednak niemożliwe do wykonania. Wysłana przeciwko najeźdźcom armia natychmiast przeszła na stronę Dymitra, który niebawem stanął pod murami Moskwy. Na oczach obydwu stron konfliktu odegrano tam ponurą komedię. Wdowa po Iwanie Groźnym Maria Nagoj rozpoznała w Dymitrze swego cudownie ocalonego syna. Pewny teraz siebie Samozwaniec publicznie oświadczył, że powstrzyma swe wojska od złupienia Moskwy, jeżeli jej mieszkańcy dobrowolnie otworzą mu bramy miasta. Bojarom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Fiodor Godunow został uwięziony wraz z matką i siostrą. Dymitr Samozwaniec triumfalnie wkroczył do Moskwy 20 czerwca 1605 roku. Niemal równocześnie dopełnił się los Godunowów. Nie wiadomo, czy na rozkaz Dymitra, czy z inicjatywy usłużnych bojarów, do komnaty w której przebywali uwięzieni wtargnęła pięcioosobowa ekipa oprawców w skład której wchodzili książę Wasyl Golicyn, książę Massalski, a także trzech specjalnie wybranych do tego zadania siłaczy (Mołczanow, Bogdanow i Szeriefiedinow). Fiodor Godunow stoczył rozpaczliwą walkę o życie swoje i swoich najbliższych. Uległ dopiero po 15-20 minutach, zabijając przedtem jednego z siepaczy. Razem z Fiodorem uduszono jego matkę Marię. Tylko Ksenię czekał inny los. Została nałożnicą Dymitra Samozwańca.

Innych Godunowów też dotknęły okrutne represje. Przyrodni brat cara Borysa Siemion został zagłodzony w lochu głodowym. Iwana Godunowa zabijano "na raty". Najpierw zrzucono go z murów kremla w Kałudze. Ponieważ przeżył, wsadzono go na łódź i wrzucono do Oki. Rozpaczliwie czepiał się łodzi i nie chciał utonąć. Dopiero, kiedy odrąbano mu obie ręce, poszedł na dno. Warto w tym momencie przestrzec co wrażliwszych czytelników, że to dopiero początek okropieństw w tym tekście. Kto się boi sennych koszmarów, lepiej niech dalej nie czyta.

30 czerwca 1605 roku Dymitr Samozwaniec został koronowany w Moskwie. W listopadzie tego samego roku w Krakowie odbył się ślub per procura Maryny Mniszchówny i Dymitra, którego zastępował poseł carski Afanasij Własiew. Ślubu udzielał prymas Polski kardynał Bernard Maciejowski w obecności króla Zygmunta III i jego syna królewicza Władysława. Minęła zima i w kwietniu 1606 paradny orszak Maryny wyruszył do Moskwy na spotkanie z mężem i ojcem. Zanim dotarła na miejsce, Dymitr pozbył się całego haremu nałożnic. Nieszczęsna Ksenia Godunowa została zesłana do klasztoru. 16 maja odbył się ślub Maryny i Dymitra w obrządku prawosławnym, a zaraz potem Maryna została koronowana na carycę jako pierwsza kobieta w historii Rosji. Miała wtedy 18 lat i jej marzenia się spełniły. Świat zdawał się leżeć u jej stóp. Czy mogła przewidzieć, że za 11 dni przewrotny los odwróci się od niej raz na zawsze?

Wiele zmieniło się w Moskwie w czasie niecałego roku rządów Dymitra. Nowy car bardzo stracił na popularności, mimo iż się starał zyskać poklask. Polacy, którymi się otaczał, zachowywali się, jakby byli w podbitym kraju. Ofiarami rabunków i gwałtów padali nie tylko zwykli mieszczanie, ale także bojarzy. Dymitr od początku podpadł też prawosławnym duchownym, których drażniła obecność jezuitów wśród jego świty. Nie bez podstaw podejrzewali Samozwańca o sprzyjanie katolikom i prozelityzm. Mieli mu też za złe ostentacyjną rozwiązłość. Powoli dojrzewał spisek, na którego czele stanęło czterech braci Szujskich. 27 maja wieczorem spiskowcy otwarli bramy i wpuścili na Kreml wzburzony tłum moskiewskich mieszczan. Rozwścieczona ciżba wtargnęła do carskich komnat. Dymitr miał to szczęście, że poniósł szybką śmierć. Według różnych źródeł , zastrzelono go lub rozsiekano szablami. Potem zaczęto się pastwić nad trupem. Do genitaliów przywiązano sznurek i ciągano nagie ciało ulicami Moskwy. W końcu zmasakrowane zwłoki spalono, a prochy wystrzelono z armaty. Na zachód, w kierunku Polski.

W masakrze zginęło około 500 Polaków z otoczenia Dymitra. Marynę uratował jej niski wzrost. Przed oprawcami ukryła się pod spódnicą swojej ochmistrzyni Kazanowskiej. Kto przetrwał nocną orgię mordu, ten przeżył. Przywódca buntu, książę Wasyl Szujski liczył się z reakcją Rzeczpospolitej, która znajdowała się wówczas u szczytu swojej potęgi. Marynę wraz z ojcem uwięziono w Jarosławlu, innych polskich jeńców rozmieszczona po innych fortecach. Niebawem Wasyl Szujski został koronowany na cara i rozpoczął negocjacje z Polską w sprawie uwolnienia uwięzionych w zamian za wycofanie polskich najemników z terytorium Rosji. Rokowania ślimaczyły się i dopiero w połowie 1608 podpisano rozejm. Uwolnieni Mniszchowie ruszyli na zachód, ale nie dotarli do polskich granic. Wcześniej napotkali oddział wojska w służbie... "cudownie ocalonego z moskiewskiego pogromu cara Dymitra".

Okoliczności pojawienia się następnego samozwańca są jeszcze mniej znane, niż w przypadku jego poprzednika. Jedna z wersji mówi, że inicjatywa znalezienia sobowtóra zamordowanego Dymitra wyszła od Mniszchów, a zrealizował ja ich zaufany Mikołaj Miechowiecki. Dymitr Samozwaniec II był jednak tak odrażającym indywiduum, że wątpić należy, iż Maryna dobrowolnie wybrałaby go sobie na życiowego partnera. Jako wiarygodną należy chyba przyjąć wersję rosyjską, twierdzącą, iż nowy samozwaniec był "Żydem nasłanym przez polskiego króla". W każdym razie do drugiego Dymitra, który "objawił się" w białoruskim Propojsku natychmiast przylgnęły "sieroty po jego porzedniku", czyli kozacy Zarudzkiego i polsko-litewscy awanturnicy na czele z księciem Romanem Różyńskim i Janem Piotrem Sapiehą. Byli to ludzie gotowi dla zysku osadzić na Kremlu nawet małpę w koronie. Ale w cudowne ocalenie uwierzyła również część Rosjan. Na niekorzyść cara Wasyla Szujskiego zadziałał fakt, że zwłoki Dymitra Samozwańca I zmasakrowano i unicestwiono, zamiast wystawić je na widok publiczny.

Dymitr Samozwaniec II założył swój obóz w podmoskiewskim Tuszynie, do którego we wrześniu 1608 dotarli Mniszchowie. Na widok swojego "męża" Maryna doznała szoku i kategorycznie odmówiła udziału w kontynuowaniu awantury. Trudno jej się dziwić. O ile pierwszy Dymitr do przystojniaków nie należał, lecz nadrabiał to dobrymi manierami i inteligencją, o tyle o drugim trudno powiedzieć cokolwiek dobrego. Był to osobnik o odpychajacej powierzchowności, prostackich obyczajach i skłonnościach do pijaństwa i bezmyślnego okrucieństwa. Sprzeciw Maryny na nic się nie zdał. Była już tylko marionetką w rękach innych. Po krótkich targach wojewoda Mniszech "sprzedał" córkę za 300 tysięcy rubli i odjechał do Polski. Przedtem odegrano przed wojskiem podobną komedię, jak 2 lata wcześniej pod Moskwą. Ze łzami w oczach Maryna rozpoznała w Dymitrze Samozwańcu II swojego męża. Na użytek własnego sumienia wzięła z nim jednak ślub kościelny udzielony przez jakiegoś przypadkowego duchownego.

Wojna domowa pomiędzy Wasylem Szujskim a Dymitrem Samozwańcem II długo toczyła się bez rozstrzygającego rezultatu. Car trzymał w swym ręku Moskwę i inne większe miasta, ale bitwy w polu częściej wygrywali zabijacy Samozwańca. Przełom nastąpił w połowie 1609, kiedy to Szujskiemu udało się zwerbować ponad 15.000 najemników szwedzkich, szkockich i niemieckich. Wydawało się, iż ostateczna klęska Dymitra jest nieunikniona, ale wtedy włączył się na dobre do gry Zygmunt III Waza. Potężna armia Rzeczpospolitej polsko-litewskiej ruszyła na wschód, jednak wkrótce utknęła pod murami Smoleńska. Większość Polaków służących dotąd Samozwańcowi przyłączyło się do armii królewskiej. Dymitr i Maryna zmuszeni byli opuścić Tuszyno i przenieść się do Kaługi. Można powiedzieć, że odtąd znajdowali się na marginesie głównego nurtu wydarzeń.

W połowie 1610 Wasyl Szujski skierował na odsiecz Smoleńskowi potężne siły liczące 20.000 Rosjan i 15.000 cudzoziemskich najemników pod dowództwem swojego brata Dymitra. Na ich spotkanie spod Smoleńska ruszył hetman Stanisław Żółkiewski z 7 tysiącami żołnierzy. O świcie 4 lipca 1610 zaskoczył armię Dymitra Szujskiego pod Kłuszynem. Pomimo dużej dysproporcji sił polska husaria natychmiast wściekle zaatakowała obóz rosyjski, odnosząc niebywałe zwycięstwo. Stacjonujący nieopodal zagraniczni najemnicy zachowali się biernie, a następnie zmienili front, przyłączajac się do wojsk Żółkiewskiego. W Moskwie zapanował popłoch. Bojarzy obalili cara Wasyla, a następnie otworzyli przed Żółkiewskim bramy miasta. Wasyl Szujski i jego dwaj bracia Dymitr i Iwan zostali wydani w ręce Polaków. Uwięziono ich początkowo w jednym z klasztorów, a w 1611 wywieziono do Polski, gdzie po roku zmarli na zamku w Gostyninie. Oficjalna wersja mówi o zarazie, ale co najmniej równie prawdopodobne wydaje się otrucie.

Podjęto rokowania, w których stronę polską reprezentowal Żółkiewski, a rosyjską metropolita moskiewski Filaret Romanow, uprzednio stronnik Dymitra Samozwańca II. Ustalono, że carem zostanie królewicz Władysław, syn Zygmunta III. Do chwili przybycia nowego władcy Moskwa miała się znajdować pod kontrolą polskich wojsk.

Tymczasem w Kałudze wegetował "dwór" Dymitra i Maryny, opuszczonych przez większość stronników i właściwie już nikomu niepotrzebnych. Dymitr Samozwaniec II odniósł swój ostatni sukces w dziedzinie, w której jego poprzednik nic wielkiego nie zdążył zdziałać. Wiosną 1610 Maryna zaszła w ciążę. Dymitr nie doczekał jednak potomka. W grudniu 1610 zginął rozsiekany przez własnego dworzanina, Tatara Piotra Urusowa, mszczącego się za krewnych straconych z rozkazu Samozwańca. Około miesiąca później Maryna urodziła w Kałudze "następcę tronu", któremu nadano imię Iwan.

Okres polsko-rosyjskiej przyjaźni w Moskwie skończył się nadzwyczaj szybko, po tym jak na panewce spaliły plany osadzenia na tronie królewicza Władysława. Pomysłowi sprzeciwił się Zygmunt III Waza, nie bez podstaw uznając, jego syna szybko czekałby los Dymitra Samozwańca I. Zygmunt zapragnął sam zasiąść na moskiewskim tronie, ale to z kolei spotkało się z gwałtownym oporem Rosjan. Można ich zrozumieć, wiedząc, że król polski miał zasłużoną opinię fanatycznego katolika i papisty. W efekcie rozgoryczony Żółkiewski powrócił do Polski, dokąd trafił także w charakterze więźnia Filaret Romanow. Polacy w końcu zdobyli Smoleńsk, a Moskwę okupował kilutysięczny polski garnizon pod komendą Aleksandra Gosiewskiego.

Szybko zaczęły sie bunty przeciwko polskiemu panowaniu w rosyjskiej stolicy. Pierwszą próbę powstania Gosiewski krwawo stłumił i w odwecie polecił spalić drewniane w wiekszości miasto. Moskwa poszła z dymem, przy czym zginęło kilka tysięcy ludzi. Teraz o żadnej współpracy polsko-rosyjskiej nie mogło już być mowy. W kolejnych rosyjskich miastach zbierały się oddziały powstańcze i wyruszały na Moskwę. Sam Gosiewski nie wytrzymał napięcia i wyjechał po posiłki, przekazując dowodzenie Mikołajowi Strusiowi. Wkrótce potem wokół polskiej załogi na Kremlu zamknął się pierścień okrążenia. Była jesień roku 1611.

W tym czasie Maryna Mniszchówna z małym Iwanem przeniosła się do Kołomny nad Wołgą. Miała obok siebie nowego opiekuna i partnera życiowego w osobie Iwana Zarudzkiego, atamana Kozaków dońskich. To na tyle ciekawa postać, że warto jej poświęcić nieco uwagi. Urodzony w Zarudziu koło Tarnopola, jako dziecko został wzięty w jasyr przez Tatarów i uprowadzony na Krym. Będąc w wieku kilkunastu lat, uciekł od Tatarów i przyłączył się do dońskich Kozaków. Ponieważ dysponował cechami, które Kozacy najbardziej cenili, a mianowicie siłą fizyczną i odwagą, szybko awansował w hierarchii. W interesującym nas czasie był już ich naczelnym wodzem, czyli atamanem. Popierał starania o carską koronę obu samozwańców, by w końcu stanąć u boku wdowy po nich. Zanim na stałe związał się z Maryną, Zarudzki "po kozacku" rozwiódł się z poprzednią żoną, wysyłając ja po prostu przemocą do klasztoru.

Lata 1611-1612 to okres najwiekszego zamieszania w walce o władzę nad Rosją. Poszczególne tereny opanowali lokalni watażkowie, na przemian łącząc i dzieląc swoje siły i często zmieniając fronty. W tej rozgrywce aktywny udział brał i Zarudzki, działając w interesie Maryny i jej syna. Przejściowo udało mu sie pozyskać sojuszników (księcia Pożarskiego, księcia Trubeckiego, Fiodora Ljapunowa), lecz ostatecznie jego wysiłki spaliły na panewce. Maryna Mniszchówna zbyt jednoznacznie kojarzyła sie już Rosjanom z polskimi najeźdźcami.

Jeszcze i dzisiaj rosyjskie fortece miejskie, czyli kremle wzbudzają respekt wysokością i grubością swoich murów. Najpotężniejszy z nich, moskiewski Kreml był na początku XVII wieku twierdzą nie do zdobycia. Dlatego stosunkowo nieliczna polska załoga mogła całymi miesiącami bronić się skutecznie zza kremlowskich murów przeciwko liczebnie przeważającym powstańcom. Obrońcy liczyli, że wkrótce nadciągnie z Rzeczpospolitej odsiecz, która położy kres oblężeniu. Ale skarb państwa był pusty, a przedłużająca się wojna coraz bardziej niepopularna wśród szlachty. Wojsko zbierało się opieszale i dopiero latem 1612 ruszyła na wschód wyprawa prowadzona przez hetmana Jana Karola Chodkiewicza, by pod koniec sierpnia dotrzeć pod Moskwę.

Polska załoga Kremla przetrwała do tego czasu, ale kosztem całkowitej utraty człowieczeństwa. Już wczesną wiosną wyczerpały sie wszelkie zapasy żywności. Zaczęło się wielkie ludożerstwo. Najpierw do kotła trafiły świeże trupy zmarłych i poległych. Potem zarżnięto i zjedzono rosyjskich jeńców, aż w końcu żołnierze zaczęli polować na siebie nawzajem. Żeby przetrwać, towarzysze niedoli grupowali sie w pary. Kiedy jeden spał, drugi czuwał. To już nie wojsko, ale stado krwawych wilkołaków trzymało się ostatkiem sił na Kremlu.

Hetman Chodkiewicz był doskonałym wodzem, czego dowiódł zarówno wcześniej (w 1605 roku pod Kircholmem), jak i później ( w 1621 roku pod Chocimiem). Ale pod Moskwą w roku 1612 stanął przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Jego armia złożona głównie z jazdy nie za bardzo nadawała się do walk w warunkach miejskich, jakie przyszło jej toczyć. Rosjanie ustępowali Polakom pod względem uzbrojenia i wyszkolenia, lecz na ich korzyść działały przewaga liczebna i znajomość terenu. Trzydniowa (1-3 września) krwawa bitwa zakończyła się odparciem wojsk polskich spod Moskwy, mimo iż w jej szczytowym momencie zbliżyły sie one na odległość 200 metrów od murów Kremla. Mikołaj Struś wytrzymał jeszcze dwa miesiące, liczac na jakąś cudowną odmianę losu. Polacy na Kremlu skapitulowali 7 listopada 1612. W dzisiejszej Rosji dzień ten jest czczony jako święto narodowe. Co ciekawe, większość z "kremlowskich kanibali" po kolejnym rozejmie powróciła z niewoli do Polski cało i zdrowo (nie licząc ran natury psychicznej).

Odbicie Kremla z rąk polskich stanowiło punkt zwrotny w dziejach Rosji. Zwołano Sobór Ziemski, czyli zjazd bojarów ze wszystkich zakątków państwa i w marcu 1613 obwołano carem 17-letniego Michała Romanowa, syna uwięzionego w Polsce metropolity Filareta. Chwilową przerwę w wojnie z Polską wykorzystano do rozprawienia się z kolejnymi wrogami, czyli z Maryną, Zarudzkim i 2-letnim "prawowitym carem" Iwanem Dymitrowiczem.

Sprawa ich była przegrana. Jedynie szybka ucieczka do Polski dawała szansę na uratowanie życia. Ale Maryna z Zarudzkim podjęli beznadziejną walkę, licząc na to, że lud rosyjski wystąpi w obronie "potomka Iwana Grożnego i dynastii Rurykowiczów". Nasuwa się szereg pytań, na które już nigdy nie otrzymamy odpowiedzi. Czy Marynę łączyło jakieś uczucie z jej trzecim partnerem, który w odróżnieniu od dwóch poprzednich był niewątpliwie przystojnym mężczyzną? Czy ojcem Iwana był Dymitr Samozwaniec II, czy też Iwan Zarudzki, jak spekulują niektórzy historycy? Czy decyzja o kontynuowaniu walki o tron dla małego Iwana była podyktowana ambicjami Maryny, uporem Zarudzkiego, czy też jednym i drugim?

Niewielu znalazło się chętnych do walki o tron dla "cara Iwana Dymitrowicza", a siły skupione wokół Zarudzkiego topniały z dnia na dzień. Rozpoczęła się ucieczka przed wojskami cara Michała Romanowa. Najpierw z Kołomny do Riazania, potem nad Don, aż wreszcie do położonego w pobliżu ujści Wołgi do Morza Kaspijskiego Astrachania. Zarudzki liczył na wierność Kozaków i pomoc Tatrów, ale się przeliczył. Kozacy słynęli nie tylko z waleczności, ale także z całkowitego lekceważenia podpisanych umów i złożonych przysiąg. W obliczu zbliżajacego się pościgu zdradzili i wydali swojego atamana wraz z rodziną w ręce wojsk carskich.

W czerwcu 1614 roku tysiące mieszkańców Moskwy zgromadziło się, aby obejrzeć dwie egzekucje, mające za zadanie pokazać wszem i wobec, jaki los spotyka wrogów aktualnie panującego cara. Pod murami Moskwy wbito na pal pojmanego w Astrachaniu atamana Iwana Zarudzkiego. Nieopodal, na jednej z bram miejskich "powieszono" 3-letniego syna Maryny Mniszchówny Iwana Dymitrowicza. Cudzysłów użyty jest celowo. Iwana powieszono za szyję w specjalnie wymyślony sposób. Nie po to, żeby spowodować jego szybki zgon, ale po to, aby powoli umierał z głodu i pragnienia. Wisiał tak od południa do wieczora, aż w końcu nawet sam Pan Bóg nie mógł już na to patrzeć i zesłał w czerwcu noc z przymrozkami. Mały "samozwaniec" zamarzł.

Walka o władzę jest walką bez skrupułów. W średniowieczu, czy nawet później w Europie zdarzały się przypadki, że jej ofiarą padały nawet dzieci. Król Anglii Ryszard III sięgnął po koronę, rozkazując skrytobójczo zamordować w Tower of London swych dwóch nieletnich bratanków. Jednak nie jest mi znany, poza opisanym powyżej, żaden fakt uczynienia publicznego widowiska z męczarni 3-letniego dziecka. Może więc mają rację ci, co twierdzą, że "Rosja to jednak bardziej Azja, niż Europa" i że "nie ma takiej podłości, której nie popełniłby Rosjanin na rozkaz swojego przełożonego".

Maryna przeżyła swojego syna o jakieś pół roku. Na temat jej śmierci istnieje kilka wersji. Ta oficjalna mówi, że zmarła ze zgryzoty uwięziona w wieży kremla w Kołomnie. Nieoficjalna, ale najbardziej prawdopodobna jest inna. 27-letnią Marynę Mniszchównę utopiono w przeręblu wyciętym w pokrytej lodem rzece Oce. Co ciekawe, był to typowy dla Rosjan sposób postępowania z wiedźmami i czarownicami. Czy świadczy to, że Rosjanie uznali Marynę za czarownicę? A może mieli rację? Podobno przed śmiercią Maryna przeklęła cały ród Romanowów. Biorąc pod uwagę tragiczny los, jaki spotkał wielu członków tej dynastii, klątwa okazała się niezwykle skuteczna.