piątek, 28 maja 2010

Wszystkie ręce do pomp

To nie spóźniony apel dotyczący powodzi w naszym kraju. Będzie o finansach. O wielkich finansach. Dla nikogo rozgarniętego od dawna nie jest tajemnicą strategiczny sojusz wielkiej finansjery i wielkiej polityki. Jego namacalnym symbolem jest amerykański FED, instytucja, o której z niewielką tylko dozą przesady można powiedzieć, iż rządzi współczesnym światem. Czasy są jednak ciężkie, toteż Ben Bernanke & Co. muszą uwijać się, jak w ukropie, żeby załatać wszystkie dziury w trzeszczącym w szwach gmachu światowej gospodarki.

Najważniejszym zadaniem jest oczywiście zapewnienie dopływu świeżej gotówki coraz bardziej niewydolnemu systemowi. Mechanizm jest prosty, jak budowa cepa. FED pożycza na zerowy procent bankom, które z kolei kupują amerykańskie obligacje. Przypomina to bardzo znane nam ze schyłkowego PRL-u finansowanie budżetu z kredytu NBP. Różnica polega na obecności "prywatnego" pośrednika. Dla banków takie operacje to zysk bez ryzyka. Nie ma jednak nic za darmo. FED obliguje bowiem banki do inwestowania zarobionych pieniędzy w giełdy. Wzrost indeksów ma być bowiem dla świata potwierdzeniem, że jedynie słuszna droga rozwoju prowadzi nas do świetlanej przyszłości.

Zawsze jednak znajdą się gnidy, które zamiast posłusznie słuchać "mądrzejszych", zaczynają coś kombinować na własną rękę. Choćby taka Unia ze swoim ECB. Zamiast naśladować FED na polu Quantitative Easing zaczęła się opierać przeciwko psuciu pieniądza. Pojawiły się przy tym jakieś durnowate komentarze, że euro jako stabilniejsza waluta jest w stanie w przyszłości zastąpić dolara. Trzeba było przywołać to towarzystwo do porządku, co też uczyniono. Wystarczyło, że Big Ben poszczuł swe wierne pieski z agencji ratingowych, żeby obnizyły ratingi europejskim "świnkom" i zaraz sprawy przybrały pożądany obrót.

Albo takie banki. Niektóre z nich zaczęły kąsać rękę, która je karmi. Zamiast inwestować, jak Pan Bóg (tj. FED) przykazał w akcje, surowce i wskazane waluty, zaczęły się bawić w jakieś naked shorty, albo co gorsza umieszczać złoto w portfelach funduszy inwestycyjnych. Inna sprawa, że monotonne pompowanie baniek mogło się co bardziej agresywnym wilczkom znudzić. Wbrew znanemu z przeszłości scenariuszowi do udziału w zabawie nie przystąpili bowiem drobni frajerzy. A jak długo można tak pompować i pompować bez żadnej gwarancji, że balon nie pęknie na mordzie?

Mniej wytrwali i słabiej odporni nerwowo zaczęli więc się łamać i zadawać sobie pytanie: "Czy leci z nami pilot, czy też już dawno wyskoczył na złotym spadochronie?". I w ten sposób te kanalie doprowadziły do sytuacji, w której pewnego popołudnia wszystkie ważniejsze indeksy poleciały o 10-15% w dół. Zrobić taką rzecz Wielkiemu Benowi? Siedział sobie spokojnie nad butelką Passower Sliwowitz i właśnie zakąszał koszernym prawdziwkiem, gdy nagle włączył się TAWS i zaczął wrzeszczeć:" Aj, waj! Ben, pull up! Pull up quickly! ". Benek oczywiście zrobił , co trzeba. Wydał komendę :"Wszystkie ręce do pomp" i jeszcze naprędce wymyślił historyjkę o naćpanym brokerze, który pomylił się o sześć zer przed przecinkiem. Ale turbulencje nie ustały i nadal kołysało indeksami, jak cholera.

Trzeba było wreszcie wziąć to całe towarzystwo za mordę. Od czego mamy propagandę. Przecież złotousty noblista Obama już od dawna powtarzał: "Yes, we can control the banks". Teraz wsparła go wystraszona kanclerzyna Zjednoczonej Europy Angela Merkel. "Ukrócić samowolę banków zagrażajacą stabilizacji systemu finansowego" - zabrzmiało od Nysy Łużyckiej po Wielki Kanion Colorado, a naiwne masy uznały, że mądra władza dobierze się do skóry pazernym bankierom. Ale przecież Goldman Goldmanowi oka nie wykole. To tylko jakiś prowincjonalny nieprawomyślny banczek "Hoss Cartwright & Brothers" z Virginia City zostanie rzucony na pożarcie tłumom.

Pilnować trzeba zresztą nie tylko głównego frontu, ale także takich dzikich krajów jak Polska. Do czego to podobne, żeby sztandarowa waluta "emerging markets" była tak poniewierana, jak w ostatnim czasie. Już tam namiestnik Belka zadba o to, żeby złoty się umacniał zgodnie z prognozą Marka Zubera ( ze 3-4 miesiące), a chłopaki z Morgana i Goldmana wciskałi ciemnym tubylcom opcje walutowe.

Tak więc dobry Uncle Ben zadbał o nasze spokojne wakacje. Pławmy się w pożyczonym luksusie , dopóki możemy. Jak nie w Egipcie, czy Tunezji, to chociaż pod rodzimą gruszką, czy też wierzbą, popijając chłodne piwko i zagryzając niekoszerną karkówką z grilla. Bo to już ostatnie takie wakacje.