środa, 1 września 2010

Seksualna teoria ekonomii

Mamy 1 września i, jak co roku, patriotyczno-męczennicze zadęcie w mediach. Jako odtrutkę na odgórne ogłupianie i odwracanie uwagi społecznej od spraw istotnych proponuję poniższy tekst napisany pół żartem, pól serio.

Jak wiemy z biologii, rozmnażanie płciowe polega na akcie miłosnym z udziałem osobników płci męskiej i żeńskiej. Efektem aktu jest (lub bywa) powstanie nowego życia i tym samym przedłużenie gatunku. Z własnego doświadczenia wiemy, że towarzyszy temu (a przynajmniej powinna towarzyszyć) przyjemność. Szanse zarówno na nowe życie, jak i na przyjemność spadają, jeżeli temu intymnemu kontaktowi dwojga różnych płci towarzyszy jakakolwiek ingerencja z zewnątrz (np. teściowej, duchowieństwa lub władzy).

Zauważyłem, że podobne mechanizmy działają również w gospodarce. Mamy tam do czynienia z pierwiastkiem męskim (popyt) i pierwiastkiem żeńskim (podaż). W wyniku kontaktu popytu z podażą dochodzi do transakcji kupna/sprzedaży, która jest podstawą wzrostu gospodarczego. Dzieje się tak wtedy, kiedy transakcja handlowa jest udana, to znaczy obie strony (kupujący i sprzedający) czerpią satysfakcję z jej realizacji. Jeżeli sprzedający sprzeda za tanio lub kupujący kupi za drogo, to taka transakcja nie będzie sprzyjała wzrostowi gospodarczemu.

Immanentną cechą każdej władzy jest chęć ingerowania zarówno w życie seksualne ludzi, jak i w stosunki ekonomiczne zachodzące miedzy nimi. Dopóki ta ingerencja nie przekracza umiarkowanego poziomu, jej wpływ zarówno na rozmnażanie, jak i na gospodarkę jest niewielki. Jednak często brutalne mieszanie się władz w sprawy prywatne prowadzi do powstawania poważnych patologii. Zakaz posiadanie więcej niż jednego dziecka w Chinach skutkował masowym procederem zabijania noworodków płci żeńskiej i doprowadził do sytuacji, w której 30% młodych Chińczyków na przestrzeni co najmniej 20-30 lat będzie bez szans na znalezienie partnerki we własnym kraju. Dopiero dowiemy się, jakie będą tego konsekwencje dla Chin i dla świata.

Zarówno w sferze płciowej, jak i gospodarczej mamy do czynienia z pewnymi cyklami. Kobieta jest płodna przez kilka dni w miesiącu, a gospodarka (przy założeniu braku ingerencji lub nieznacznej ingerencji ze strony państwa) rozwija się skokowo. Po okresie dynamicznego wzrostu następuje stagnacja, a nawet lekki regres. Podobnie jak cykl owulacyjny to zjawisko ekonomiczne winno być uznane za coś naturalnego, czego nie należy poprawiać. Znaleźli się jednak mędrkowie, którzy uznali, że cykl ekonomiczny to wada, a obowiązkiem władzy jest tę wadę naprawić. Chęć, by gospodarka rozwijała się w stałym tempie można porównać z żądaniem, aby kobieta była płodna bez przerwy lub z działaniem na rzecz ustanowienia ciągłego lata zamiast czterech pór roku.

Na przestrzeni dziejów zakres ingerencji władzy w gospodarkę bywał mniejszy lub większy. Najdalej posunął się realny socjalizm, który zupełnie oddzielił popyt od podaży i wprowadził pomiędzy nie nakazowo-rozdzielczy mechanizm regulowany przez centralne planowanie. W efekcie otrzymaliśmy nienaturalny system, w którym sztucznemu (bo produkcja była oderwana od rynku) wzrostowi gospodarczemu towarzyszył kompletny brak jakiejkolwiek satysfakcji tak dla sprzedającego, jak i dla kupującego. Można porównać to do wynaturzenia, jakim byłoby wprowadzenie sztucznej inseminacji wśród ludzi.

Dominujący w ostatnich dziesięcioleciach w ekonomicznej teorii i praktyce keynesizm nie posuwa się tak daleko, jak realny socjalizm, niemniej ingerencja państwa w gospodarkę jest wystarczająco głęboka, by doprowadzić do ciężkiej patologii, jaką jest globalny kryzys zadłużeniowy. Keynesiści nie ingerują w samą transakcję kupna/sprzedaży, lecz poprzez pieniądz fiducjarny (tzn. nie mający oparcia w wartościach materialnych i emitowany według urzędniczego widzimisię) i ręczne sterowanie stopami procentowymi stymulują zarówno popyt, jak i podaż. Innymi słowy dokonują gospodarczego samogwałtu. To tak, jakby kobietę i mężczyznę poddawać obowiązkowej długotrwałej masturbacji w okresie poprzedzającym właściwy stosunek seksualny. Wiadomo, że upowszechnienie takich praktyk musiałoby skutkować spadkiem dzietności. W gospodarce na dłuższą metę skutkuje nieuniknioną głęboką recesją, której poczatki własnie możemy obserwować.