środa, 3 marca 2010

Problem irański

Od kilku lat, niczym miecz Damoklesa, wisi nad światem groźba wojny prewencyjnej USA i Izraela z Iranem. USA posądzają Iran o chęć posiadania broni jądrowej, która byłaby zagrożeniem w pierwszym rzędzie dla Izraela. Za kadencji George'a W. Busha atak na Iran dosłownie wisiał na włosku. Teraz też od czasu do czasu pojawiają się w niektórych kręgach nawoływania do "zrobienia porządku z Iranem". Rzecz w tym, że ewentualny konflikt mógłby spowodować katastrofalne następstwa dla całego świata.

Iran to kraj 70-milionowy, szybko rozwijający się gospodarczo i posiadający silną armię. To nie jest państwo, na którym można by coś wymusić, wyłącznie bazując na bombardowaniach z powietrza. Do zdobycia i utrzymania Iranu konieczne jest zaangażowanie milionowej armii, a i wtedy sukces militarny wcale nie jest przesądzony. Porównywanie Iranu z Irakiem, czy Afganistanem jest nieporozumieniem. Szybkie pokonanie talibów w kampanii 2001/2002 było możliwe tylko dzięki Sojuszowi Północnemu, a reżim Saddama Husseina był znienawidzony przez dużą część Irakijczyków. Zresztą przez 2 pierwsze tygodnie wojny armia iracka stawiała Amerykanom twardy opór, który załamał się błyskawicznie w wyniku tchórzliwej ucieczki Saddama z Bagdadu.

Iran to zupełnie inna liga. Nie tylko ze względu na liczbę ludności i obszar kraju, ale także na charakter państwa i narodu. Wprawdzie istnieje opozycja w stosunku do rządów Mahmuda Ahmedineżada, lecz w obliczu wroga zewnętrznego naród na pewno zjednoczy się wokół władzy. Doświadczenia historyczne pokazują, że Persowie to naród wojowniczy i waleczny, któremu pod tym względem znacznie bliżej do Afgańczyków, czy Turków, niż do Arabów. Wystarczy spojrzeć na mapę, by zauważyć, iż Iran ma kilka doskonałych możliwości odwetowych na wypadek amerykańskiego ataku, a w szczególności:
- kontratak lądowy na wojska USA w Iraku
- kontratak lądowy na siły NATO w Afganistanie (w obu powyższych przypadkach Iran może liczyć na współdziałanie sporej części ludności miejscowej)
- atak rakietowy na instalacje naftowe Kuwejtu/Arabii Saudyjskiej/Bahrajnu/Zjednoczonych Emiratów Arabskich/Kataru (sojuszników USA)
- zablokowanie żeglugi w cieśninie Ormuz (Iran posiada kilkaset małych i bardzo szybkich kutrów rakietowych lub torpedowych, których wyeliminowanie będzie niezwykle trudne nawet dla Amerykanów).

Nie jest dla nikogo tajemnicą, że olbrzymi wpływ na politykę zagraniczną USA wywiera lobby żydowskie. Są to ludzie inteligentni, którzy muszą dostrzegać natychmiastowy skutek ataku na Iran w postaci horrendalnego i długotrwałego wzrostu cen ropy naftowej. To z kolei byłoby gwoździem do trumny światowej gospodarki. W takiej sytuacji bardzo prawdopodobne jest obciążenie Żydów winą za kryzys i globalny (w tym w USA) wybuch wściekłego antysemityzmu. Może dojść do wydarzeń, przy których Hitler będzie wspominany jako "dobry wujaszek".

Mam nadzieję, iż także z żydowskiego punktu widzenia znacznie lepsze perspektywy stwarzają negocjacje z Iranem. Swój pogląd opieram na następujących przesłankach:
- nie ma historycznych negatywnych zaszłości pomiędzy Iranem, a Żydami. Wręcz przeciwnie istnieją zaszłości wybitnie pozytywne od wyzwolenia Żydów z niewoli babilońskiej przez Persów w starożytności poczynając, a na doskonałych stosunkach pomiędzy Izraelem , a Iranem w czasach rządów Rezy Pahlaviego kończąc
- antyżydowski pyskacz Ahmadineżad nie jest miarodajny dla społeczeństwa Iranu, które na pewno jest bardziej antyarabskie, niż antyżydowskie. Wbrew opiniom USA Iran nie jest żadną dyktaturą, lecz państwem umiarkowanie demokratycznym.
- nawet broń jądrowa w rękach Irańczyków nie jest dla Izraela większym zagrożeniem, niż taka bomba w posiadaniu Pakistanu, gdzie fanatyków religijnych jest znacznie więcej, niż w Iranie

Zdrowy rozsądek przemawia na korzyść pokoju. Ale oczywiście wojna też jest możliwa. Zwłaszcza, jeżeli ktoś uzna, że najważniejsza jest spekulacja na cenach ropy naftowej.