środa, 11 listopada 2009

Kościuszko pod Maciejowicami

11 listopada 1918 roku nie wydarzyło się w Polsce nic nadzwyczajnego, a jednak przyjęliśmy 11.11. jako nasze święto narodowe. Mankamentem takiej daty jest zazwyczaj paskudna pogoda, plusem - łatwość zapamiętania. Myślę, że przy okazji kolejnej rocznicy odzyskania niepodległości przez Polskę warto zastanowić się nad tym, jaka data w naszej historii jest z kolei najbardziej tragiczna. Na pozór wydaje się, że 1 września 1939. Ja postawiłbym jednak na 10 października 1794 - dzień w którym odbyła się bitwa pod Maciejowicami. Konsekwencje wydarzeń, jakie rozegrały się 10.10. 1794 (kolejna okrągła data) były dla Polski znacznie bardziej katastrofalne, niż skutki wrześniowej klęski w 1939. Sądzę, że warto przypomnieć tę bitwę nie tylko ze względu na jej fatalne skutki dla naszej państwowości, lecz także dlatego, iż była ona bardzo ciekawa pod względem taktycznym i wręcz niesamowicie dramatyczna.

Wczesną jesienią 1794 nic nie wskazywało, że niebawem na ponad wiek Polska straci niepodległość. Insurekcja Kościuszkowska okrzepła, a nawet wzmocniła się po odparciu Prusaków i Rosjan spod Warszawy. Sytuacja militarna była skomplikowana, ale wcale nie tragiczna. Na zachodzie powstanie rozszerzyło się na Wielkopolskę, a dywizja generała Jana Henryka Dąbrowskiego w pościgu za uchodzącymi Prusakami zajęła Bydgoszcz i Gniezno. Położenie na froncie wschodnim było gorsze. Padło Wilno, a od wschodu nadciągał korpus dowodzony przez najzdolniejszego rosyjskiego dowódcę wszech czasów, generała Aleksandra Suworowa. Drugi rosyjski korpus pod wodzą generała Iwana Fersena znajdował się ciągle na lewym brzegu Wisły na południe od Warszawy. W tej sytuacji Naczelnik Tadeusz Kościuszko zdecydował się podjąć ryzykowną wyprawę, której celem było zniszczenie korpusu Fersena, zanim Suworow nadciągnie z pomocą. Zagrożony Fersen przeprawił się na prawy brzeg Wisły, ale 9 października został pod Maciejowicami doścignięty przez wojska Kościuszki. Następny dzień miał przynieść decydujące rozstrzygnięcie.

Jakim dowódcą był Tadeusz Kościuszko, nasz sztandarowy bohater narodowy? Najwybitniejszy polski historyk wojskowości generał Marian Kukiel ocenia go bardzo wysoko. Przeanalizujmy pokrótce historię wojskowych dokonań Kościuszki, aby móc ocenić je obiektywnie. Zacząć należy od jego udziału w wojnie o niepodległość Stanów Zjednoczonych Ameryki, który przyniósł mu międzynarodowy rozgłos. Niewątpliwie jest to chwalebna karta w życiorysie Kościuszki, aczkolwiek zasłynął on za oceanem jako bardzo zdolny inżynier wojskowy i twórca fortyfikacji, a nie jako samodzielny dowódca w polu. W tym charakterze miał okazję wykazać się dopiero jako dowódca dywizji w czasie wojny polsko-rosyjskiej w 1792, w szczególności podczas bitwy pod Dubienką. Mając za przeciwnika wielokrotnie liczniejsze wojska rosyjskie pod dowództwem generała Kachowskiego, Kościuszko znakomicie wybrał pole bitwy ograniczone z jednej strony nurtem Bugu, a z drugiej granicą austriacką. Frontalne ataki Rosjan były odpierane z dużymi stratami. Kiedy jednak przeciwnik, gwałcąc granicę, obszedł polskie pozycje z flanki, w szeregach polskiej jazdy wybuchła panika. Kościuszko nie zdołał jej zapobiec i także zrejterował z pola walki. Bitwa zakończyła się wynikiem nierozstrzygniętym, ale co do postawy Kościuszki jako wodza można mieć spore wątpliwości.

Jako wódz naczelny Insurekcji Kościuszko walczył ze zmiennym szczęściem. Mało znacząca zwycięska potyczka pod Racławicami przeszła do historii i narodowej legendy dzięki brawurowemu atakowi chłopskich kosynierów na armaty. Kolejna bitwa, tym razem z Prusakami pod Szczekocinami zakończyła się dotkliwą porażką, a kosynierzy w większości wyginęli. Potem jednak Kościuszko spisał się wyśmienicie w roli obrońcy Warszawy przed połączonymi siłami rosyjsko-pruskimi. Reasumując, można powiedzieć, iż Kościuszko był wybitnym inżynierem wojskowym doskonale wypadającym w roli obrońcy umocnionych fortyfikacji, natomiast w polu brakowało mu czasami siły charakteru i opanowania, cech niezbędnych dobremu dowódcy.

Jego przeciwnik, generał Iwan Fersen pochodził z arystokratycznej rodziny kurlandzkich Niemców. W przeciwieństwie do wybitnie utalentowanego Suworowa, karierę wojskową zawdzięczał głównie szlachetnemu urodzeniu i koneksjom. Do chwili, kiedy los zetknął go z Kościuszką, niczym specjalnym się na polach bitew nie wyróżnił. Na pozór więc talenty wojskowe przemawiały wyraźnie za naszym naczelnym wodzem.

Dwunastotysięczny korpus Fersena zajmował rozległe błonia pomiędzy Maciejowicami i Kawęczynem mając za plecami w odległości kilku kilometrów Wisłę. Zawsze doskonale "czujący teren" Kościuszko zajął ze swoimi wojskami górujące nad okolicą wzgórze opodal miejscowości Podzamcze. Była to doskonała pozycja strategiczna, ponieważ zamykała Rosjanom drogę na północny wschód, czyli w kierunku korpusu Suworowa. Ukształtowanie terenu sprawiało, iż atak pod górę na wprost nie rokował powodzenia. Prawe polskie skrzydło było trudne do obejścia ze względu na bagnistą dolinę rzeczki Okrzejki. Dodatkowo na przedpolu znajdował się tam folwark, który Kościuszko kazał obsadzić silną załogą. Łatwiejszy dostęp do polskich pozycji był od strony lewego skrzydła, tam jednak polski wódz rozmieścił swoje najbardziej wartościowe oddziały, w tym doborowy 10 Regiment Pieszy Szefostwa Działyńskich.

Siły polskie liczyły tylko niecałe 7 tys. żołnierzy, a więc były prawie dwukrotnie mniejsze od rosyjskich. Kościuszko uważał jednak, że natchnięci patriotycznym duchem ochotnicy jako wojsko przedstawiają dużo większą wartość, niż przymusowo wcieleni w kamasze chłopi służący w armii rosyjskiej. Miał poza tym "asa w rękawie", a była nim czterotysięczna dywizja dowodzona przez Adama Ponińskiego, która znajdowała się w odległości ok. 40 km od Maciejowic. Plan Kościuszki zakładał stoczenie bitwy obronnej, która wykrwawiłaby atakujących silną pozycję Rosjan. W decydującym momencie na polu bitwy miała zjawić się dywizja Ponińskiego i przesądzić o polskim zwycięstwie. Kościuszko bardziej obawiał się przedwczesnego nadejścia odsieczy i wypłoszenia Rosjan, niż jakiegoś opóźnienia. Dlatego gońca z rozkazem wzywającym Ponińskiego pod Maciejowice wysłał dopiero o godzinie 2 w nocy. Jak zanotowali naoczni świadkowie, polski wódz był w przeddzień bitwy pewny zwycięstwa i w znakomitym nastroju. Niektórzy wspominają nawet, że Kościuszko był pijany, ale to chyba zwykła złośliwość.

Warto w tym momencie wybiec kilka, czy kilkanaście lat do przodu i wspomnieć, że fortel z dochodzącym w trakcie bitwy odwodem należał do ulubionych manewrów boga wojny Napoleona Bonaparte. Właśnie takie posunięcia przyniosły Napoleonowi wspaniałe zwycięstwa pod Marengo i Austerlitz. Trzeba jednak też zauważyć, iż nawet w przypadku tego genialnego wodza sprawdziło się powiedzenie: "do trzech razy sztuka". Pod Waterloo marszałek Grouchy nie dotarł w porę na pole bitwy i Napoleon poniósł decydującą klęske.

Pomimo posiadania znacznej przewagi liczebnej, sytuacja Iwana Fersena była nie do pozazdroszczenia. Odwrót na południe wzdłuż Wisły oddalał rosyjski korpus od wojsk Suworowa, narażał na pościg Polaków i stopniowy upadek ducha bojowego wśród żołnierzy. Pozostanie na miejscu na terenie pozbawionym zalet obronnych i z Wisłą za plecami również nie wróżyło nic dobrego. Kościuszko wzmocniony przez dywizje Ponińskiego i Sierakowskiego, a być może także przez posiłki wezwane z Warszawy zyskałby przewagę pozwalającą na rozbicie rosyjskiego korpusu. Pozostawał więc atak, a to, jak wiemy, oznaczało wciągnięcie Rosjan w pułapkę zastawioną przez Kościuszkę. Doświadczony rosyjski dowódca potrafił jednak znaleźć wyjście z trudnej sytuacji. Wyjście nieszablonowe i genialne w swojej prostocie.

Pod osłoną nocy Rosjanie przegrupowali swe siły i uderzyli na polskie pozycje już przed szóstą rano. Plan Kościuszki się nie zawalił, ale uległ daleko idącym komplikacjom. Kościuszko zakładał, iż Poniński dotrze pod Maciejowice ok. 14-15, a więc trzeba będzie wytrzymać atak rosyjski trwający jakieś 4-5 godzin. Teraz nagle okazało się, że z przeważającym liczebnie przeciwnikiem przyjdzie walczyć dwukrotnie dłużej. Zgodnie z przewidywaniami Kościuszki Rosjanie najpierw zaatakowali polskie lewe skrzydło. Odparci z dużymi stratami, skierowali następnie impet swojego natarcia na prawą część polskiego ugrupowania. Celne salwy rosyjskiej artylerii sprawiły, iż folwark stanął w płomieniach i polska załoga musiała go opuścić. Potem Rosjanie w zadziwiająco sprawny sposób sforsowali bagna Okrzejki i wyszli na tyły wojsk polskich. Nie sprawdziły się przypuszczenia odnośnie słabszego morale wojsk rosyjskich. Wszyscy świadkowie zgodnie potwierdzają, że pod Maciejowicami Rosjanie bili się wręcz znakomicie.

Około południa nadszedł krytyczny moment bitwy. Broniący się na wzgórzu Polacy byli prawie całkowicie okrążeni, a w szeregi wojska zaczynała wkradać się panika. W takich przełomowych momentach walk bardzo wiele zależy od dowódcy. Wspominany powyżej Napoleon potrafił w takich okolicznościach doskonale zmobilizować żołnierzy i poderwać do kontrataku. Pod Maciejowicami aż się prosiło o kontratak polskiej jazdy, która do tej pory nie wzięła aktywnego udziału w walce. Kościuszko rzeczywiście wsiadł na konia i stanął na czele jazdy. Ale nie po to, by kontratakować, lecz po to, by uciekać. Powtórzyła się sytuacja spod Dubienki, lecz tym razem z jakże tragicznymi konsekwencjami. Uciekająca polska jazda została rozbita przez kozaków, a ranny Kościuszko dostał się do niewoli. Pozostawiona bez dowodzenia piechota walczyła dzielnie jeszcze przez dwie godziny, lecz została w większości wybita przez silniejszego wroga. Dywizja Ponińskiego nadciągnęła około 15, lecz w pośpiechu wycofała się po skonstatowaniu faktu, iż bitwa została definitywnie przegrana.

Pozbawiona politycznego i wojskowego przywództwa Insurekcja nie stawiła już większego oporu zwycięskim Rosjanom. Polska została podzielona pomiędzy zaborców i wymazana z mapy na 124 lata. Do chwili, kiedy tragiczna data 10 października nie została przekreślona przez radosny dzień 11 listopada.