czwartek, 8 lipca 2010

Bracia Litwini

Zbliża się 600-lecie bitwy pod Grunwaldem i wypadałoby z tej okazji coś napisać. Będzie jednak o stosunkach polsko-litewskich, a nie o samej bitwie. Tyle już o niej napisano, że ciężko wymyślić coś odkrywczego. Przebieg grunwaldzkiego starcia jest powszechnie znany, a jedyne spory toczą się o kwestię liczebności obydwu stron. Jak to zwykle bywa, przeciwnikowi przypisuje się dużą przewagę liczebną. Najbardziej wiarygodne źródła oceniają armię polsko-litewską na 25-30.000, siły krzyżackie na 15-20.000. Naszych było więc więcej, lecz nie to przesądziło o wyniku bitwy. Zadecydowało lepsze dowodzenie Władysława Jagiełły, który okazał się zdecydowanie lepszym wodzem od Ulryka von Jungingen.

Postać zwycięskiego króla dzieli jednak Polaków i Litwinów. Nasza tradycja i historiografia jednoznacznie pozytywnie ocenia Jagiełłę, który chyba rzeczywiście na taką ocenę zasługuje. Był wybitnym wodzem i dobrym królem, chociaż może nie najlepszym politykiem, czego dowodzi nie wykorzystanie grunwaldzkiej wiktorii. Można mu w pełni wybaczyć pewne cechy charakteru , które dzisiaj nas śmieszą, a które były wynikiem nagłego "awansu społecznego" z pogańskiego księcia na chrześcijańskiego króla. To właśnie Jagiełło na wszelki wypadek zapalał w kościołach świece przed wizerunkami diabłów i demonów, z czego wzięło się powiedzenie "Panu Bogu świeczkę, a diabłu ogarek". Podobnie należy się odnieść do faktu, że zwykł przyjmować interesantów, zasiadając na sedesie.

Opinie Litwinów na temat Jagiełły są podzielone, a spora część historyków (a co za tym idzie opinii publicznej) uważa go za zdrajcę, który doprowadził do utraty niepodległości przez Litwę. Nietrudno się domyślić, że zwolennicy takich poglądów w konsekwencji cały przeszło 400-letni okres unii polsko-litewskiej (najpierw personalnej, a potem także realnej) postrzegają negatywnie. Można zrozumieć taki punkt widzenia, jeśli spojrzy się na historię Litwy przez pryzmat konturów jej map z kolejnych stuleci. W chwili ślubu Jadwigi z Jagiełłą Litwa była państwem terytorialnie ogromnym, a potem jej granice zaczynają się w szybkim tempie kurczyć. Na wschodzie na rzecz Wielkiego Księstwa Moskiewskiego, a na południu na rzecz Polski, która po Unii Lubelskiej zagarnęła wcześniej litewską Ukrainę. Wreszcie przychodzi czas rozbiorów i utrata niepodległości na długie lata. Można z tego wysnuć wniosek, iż od sojuszu z Polską zaczęły się dla Litwy nieszczęścia, które stopniowo doprowadziły niegdyś potężny kraj do całkowitego upadku.

Wniosek taki jest nie tylko pochopny, lecz całkowicie fałszywy. To Litwa była tym państwem, które zdecydowanie bardziej skorzystało na unii. W drugiej połowie XIV wieku Polska była krajem niewielkim terytorialnie, ale stabilnym i okrzepłym, którego istnienia w Europie nikt nie kwestionował. Krzyżacy byli może zagrożeniem dla granic, ale nie dla polskiej państwowości. Litwa natomiast była kolosem na glinianych nogach, który w każdej chwili mógł runąć pod krzyżackim naporem, a wtedy pogańscy Litwini podzieliliby los Prusów i Jaćwingów. To Polska mogła wybierać: z Litwinami przeciwko Krzyżakom, a może z Krzyżakami przeciwko Litwinom. Litwa takiego wyboru nie miała. Ratunek w postaci unii personalnej z Królestwem Polskim przyszedł w ostatniej chwili.

Podobnie rzecz się miała z unią realną, czyli z Unią Lubelską, która uczyniła z Polski i Litwy jeden organizm państwowy (przy zachowaniu wewnętrznej granicy i odrębności obydwu części). Od początku XVI wieku na wschodnich rubieżach Litwa dosłownie trzeszczała w szwach pod naporem Wielkiego Księstwa Moskiewskiego (czyli późniejszego Cesarstwa Rosji). Gdyby nie mądra decyzja Zygmunta Augusta scalająca Polskę i Litwę, to ta druga padłaby ofiarą Rosjan najpóźniej za czasów Iwana Groźnego. Unia Lubelska przedłużyła Litwie żywot o ponad 200 lat. W międzyczasie Rzeczpospolita polsko-litewska przeżyła swój okres największej chwały, co było i powinno być nadal powodem do dumy dla obydwu narodów. Tak, jak z bitwy pod Grunwaldem, zarówno Polacy, jak i Litwini mogą dumni z bitew pod Kircholmem, Kłuszynem, Beresteczkiem, Chocimiem, a nawet Wiedniem, pod który wojska litewskie nie zdążyły.

Rzeczpospolita polsko-litewska to fenomen w historii Europy i niewątpliwie pozytywna karta w historii obydwu narodów. To, że niektórzy Litwini mają na ten temat negatywną opinię dowodzi ich kompleksu młodszego (lub mniejszego) brata w stosunku do Polski i Polaków. Kompleksu niesłusznego, który z pewnością minie, gdy na nowo okrzepnie litewska niepodległość.