poniedziałek, 17 maja 2010

Wyszło Szczygło z worka

Po katastrofie smoleńskiej gromy posypały się na głowę ministra obrony narodowej Bogdana Klicha. Opozycja (zwłaszcza PiS) najwyraźniej chciały z niego uczynić kozła ofiarnego winnego tragedii.

Nigdy nie darzyłem sympatią ministra Klicha, którego odbieram jako karierowicza (psychiatra ministrem od wojska) i pokornego przydupasa premiera Tuska. W dodatku Klich dał się poznać jako publiczny kłamca. Po katastrofie CASy pod Mirosławcem oświadczył, że społeczeństwo pozna zawartość czarnych skrzynek, w tym rozmowy w kabinie pilotów. Potem się z tej obietnicy wycofał, motywując to względami dla rodzin ofiar katastrofy. W efekcie nikt rozsądny w Polsce nie wierzy w oficjalną wersję o winie załogi, słusznie zapewne podejrzewając, że za sterami CASy siedział jakiś pijany generał lub pułkownik.

Ponieważ, jak na razie, śledztwo w sprawie smoleńskiej tragedii też wskazuje na winę załogi, Klichowi zarzucono odpowiedzialność za słabe wyszkolenie pilotów, a w szczególności podjęcie decyzji o wycofaniu się ze szkolenia załóg rządowych Tupolewów na symulatorze w Moskwie. Zwłaszcza jawnie PiSowska TVP1 obsobaczyła ministra Klicha z góry na dół. Było dużym zaskoczeniem, kiedy telewizyjni mądrale musieli swoje słowa odszczekać i ministra przeprosić. Okazało się, że taką decyzję podjął poprzednik Klicha na stanowisku ministra obrony, Aleksander Szczygło. No i wyszło szydło z worka.

Ś.p. Aleksander Szczygło to jedna z ofiar Smoleńska, minister obrony narodowej w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, a następnie szef prezydenckiego Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Na tym stanowisku bruździł Klichowi, jak mógł i jawnie z nim rywalizował o rzeczywiste przywództwo nad wojskiem. Wprawdzie minister Klich sprawował teoretyczną władzę nad polską armią, ale to prezydent Kaczyński rozdzielał generalskie nominacje, kierując się przy tym wskazówkami swego wiernego Szczygły. W rezultacie generalicja olewała Klicha, trzęsąc za to portkami (lub sutannami) przed Szczygłą. I wyszła na tym fatalnie. Do Katynia z Tuskiem i Klichem nie poleciał żaden wyższej rangi wojskowy, za to Kaczyńskiemu i Szczygle towarzyszył orszak 10 generałów. Efektem tej błazenady jest największa klęska militarna w 1000-letniej historii Polski. Nigdy bowiem naraz nie poległo tak wielu wyższych dowódców.

W odróżnieniu od raczej skromnego Klicha, Aleksander Szczygło ewidentnie cierpiał na kompleks Napoleona. Na konferencjach prasowych prężył swą mizerną sylwetkę, nadymał się i stroił marsowe miny niczym Benito Mussolini. Chyba dlatego zyskał sobie przydomek Marszałek Szczygły- Pic. Należał też do grona najbardziej zawziętych jastrzębi, zwolenników udziału naszych wojsk w amerykańskich agresjach na Irak i Afganistan.

Przy okazji ataku z zasadzki na żołnierzy polskiego kontyngentu w Afganistanie Aleksander Szczygło nazwał publicznie afgańskich talibów tchórzami. Aż mną zatrzęsło. Wiele można talibom zarzucić, choćby fanatyzm lub barbarzyństwo (zwłaszcza za wysadzenie w powietrze posągów Buddy w Bamianie). Ale określic mianem tchórzy ludzi, którzy od lat toczą nierówną walkę z okupantem w obronie swojej ojczyzny? To wiecej niż kłamstwo. To bluźnierstwo!. To tak, jakby jakiś spasiony hitlerowiec (i to z tych dekujacych się na tyłach) zarzucił tchórzostwo partyzantom Hubala lub powstańcom warszawskim. Niech Allah miłosierny wybaczy Ci te słowa, ministrze Szczygło.