piątek, 12 sierpnia 2011

Ofiary systemu

Na początku sierpnia doszło w Polsce do kilku tragicznych wydarzeń, które można sprowadzić do wspólnego mianownika. Straciły życie osoby, które mogłyby żyć, gdyby nie obowiązujący w naszym kraju sytem prawny dotknięty głęboką patologią.

Pierwsza w kolejności była tragedia, która rozegrała się w Ząbkach. 64-letnia kobieta zastrzeliła dwoje wnucząt, a następnie popełniła samobójstwo. Trzeba dodać, że dzieci dotknięte były ciężką nieuleczalną chorobą (porażenie mózgowe), a babcia popełniła swój czyn, chcąc w ten sposób ulżyć doli ich rodziców (czyli córki i zięcia). Dzieci z ciężkimi i nieodwracalnymi wadami rozwojowymi rodzi się coraz więcej. To nieunikniony uboczny skutek postępu medycyny. Kiedyś większość takich dzieci umierało przy porodzie. Dzisiaj lekarze potrafią utrzymać je przy życiu ... i niewiele więcej. Rodziców nikt nie pyta, czy chcą wychowywać dziecko, które nigdy nie będzie zdrowe i będzie wymagało opieki do końca życia. Wręcz przeciwnie, takie choroby się przed nimi zataja, co opóźnia podjęcie jakiejkolwiek sensownej rehabilitacji. Z pełną premedytacją, bo chodzi o to, by zdążyli pokochać swoje maleństwo zanim odkryją, że coś jest z nim nie tak. Z jednej strony mamy setki tysięcy rodziców, którzy porzucają swoje dzieci (zdrowe lub chore) i nigdy nie zostają pociągnięci do jakichkolwiek obowiązków alimentacyjnych, a z drugiej państwo skazuje na gehennę tych porządnych, którzy mają sumienie i wychowują niepełnosprawne fizycznie i umysłowo dzieci. Państwowa pomoc dla takich rodzin ogranicza się do 150 zł miesięcznie. Z niepełnosprawnych dzieci wyrastają niepełnosprawni dorośli, którymi opiekują się rodzice staruszkowie. A po ich śmierci trafiają do ośrodków opieki społecznej, w których "opieka" niewiele zmieniła się od czasów średniowiecza, a będzie jeszcze gorzej, bo idzie kryzys. Wiec może nie potępiajmy za bardzo babci morderczyni.

W Szczepankowie na Mazurach 51-letni Zdzisław R. zamordował żonę, 13-letnią pasierbicę i 4-letnią córkę, a następnie się powiesił. Media określiły go jako zwyrodnialca, przypominając i podkreślając jego wcześniejsze występki, których było całkiem sporo. A jednak po dokładnej analizie faktów można dojść do wniosku, że prawda nie była taka prosta, jak by się na pierwszy rzut oka wydawało. Morderca wyłożył swe racje w liście pożegnalnym i warto przynajmniej się nad nimi zastanowić. Zdzisław R. był niewątpliwie draniem spod ciemnej gwiazdy. Karany uprzednio za kradzieże, do początków sierpnia br. właśnie odsiadywał kolejny wyrok za pobicie sąsiada. W międzyczasie (czyli będąc w więzieniu) został oskarżony przez pasierbicę (przy poparciu żony) o molestowanie seksualne i gwałt. Zarzut gwałtu został oddalony przez sąd (zapewne w efekcie badania lekarskiego), ale za molestowanie Zdzisław R. otrzymał wyrok 2 lat i 3 miesięcy więzienia. W praktyce był to wyrok okrutnej śmierci, o czym jako doświadczony kryminalista wiedział. Z etykietką "pedofila" w polskim więzieniu przeżywa się zazwyczaj kilka miesięcy, a potem popełnia samobójstwo, nie mogąc znieść szykan i tortur zadawanych przez współwięźniów za pełną wiedzą i aprobatą służb więziennych. Czy można się dziwić Zdzisławowi R. , że mając przed sobą taką perspektywę, w krótkiej przerwie pomiędzy wyrokami przez kilka dni pił na umór, a potem w pijackim szale zamordował 2 kobiety (żonę i pasierbicę), które zgotowały mu taki los? Można za to się dziwić sądom, że tak często skazują za przestępstwa seksualne tylko na podstawie pomówienia. Morderca w liście pożegnalnym kategorycznie zaprzeczył, że kiedykolwiek dotknął swej pasierbicy. Wyjaśnił także, że udusił własną 4-letnią córkę, kierując się chęcią uchronienia jej przed poniewierką, na jaka byłaby skazana w swym dalszym sierocym życiu. Był na pewno złym człowiekiem, ale czy wystarczająco złym na miarę okropnego czynu, którego dokonał? Czy nasz wymiar (nie)sprawiedliwości nie jest współwinny śmierci 4 ludzi?

Andrzej Lepper odebrał sobie życie, nikogo przedtem nie mordując i nie pozostawiając listu pożegnalnego. Ze Zdzisławem R. łączy go jednak fakt skazania (w 1 instancji) za przestępstwa seksualne. Na podstawie pomówienia kompletnie niewiarygodnej osoby, która wcześniej przed całą Polską urządziła zgaduj-zgadulę pod hasłem: Kto jest tatusiem mojego dziecka? Za podobne "przestępstwa" kolega Leppera Stanisław Łyżwiński odsiedział w więzieniu 4 lata bez prawomocnego wyroku. Być może pogodzony z faktem, że proces w sprawie tzw. seksafery w Samoobronie nie ma nic wspólnego z praworządnością i sprawiedliwością, Andrzej Lepper liczył na rehabilitację w sprawie tzw. afery gruntowej. Przecież ktoś z motywów politycznych chciał go ewidentnie wmanewrować w korupcję. Przecież konkretni ludzi z państwowych organów złamali dziesiątki przepisów prawa, posuwając się do zabronionych prowokacji, manipulacji i fałszerstw dokumentów. A jednak okazało się, że winnych nie ma. Nie znalazła ich ani prokuratura, ani sejmowa komisja śledcza.

Żyjemy w państwie, które ma krew na rękach. Nie tylko krew Andrzeja Leppera, ale także 7 osób, których losy poruszono powyżej. I zapewne wielu, wielu innych.