środa, 8 czerwca 2011

Następcy doktora Mengele

Przeczytałem w Newsweeku wstrząsający artykuł "Błaganie o śmierć" (jest dostępny w Internecie). Ponad 40-letni dziś Krzysztof Jackiewicz jako nastolatek zapadł na nieuleczalną chorobę mózgu (SSPE). Próbował popełnić samobójstwo, podcinając sobie żyły, ale na nieszczęście mu się nie udało. Choroba doprowadziła do całkowitego paraliżu, ślepoty i głuchoty. Matka Krzysztofa przez 26 lat opiekowała się nim najlepiej, jak umiała. W końcu jej siły uległy wyczerpaniu i musiała oddać syna w ręce państwowej służby zdrowia.

Co teraz dzieje się z Krzysztofem? Oddajmy głos autorce artykułu Violetcie Ozminkowskiej: "jak się poci, jak jęczy, a potem nie ma już siły wydawać żadnego odgłosu(...), kiedy wbijają mu najpierw rurkę przez którą ma oddychać, potem rurkę do żołądka przez którą ma jeść, a teraz rurkę w zarośniętą cewkę moczową. (...) Znów pójdzie mu z bólu piana z ust. (...) On nie widzi i nie słyszy, ale to wcale nie znaczy, że nie czuje bólu. Jeżeli można sobie wyobrazić cierpienie w czystej postaci, on własnie nim jest". Krzysztof wcale nie musiałby tak cierpieć, w czasie "makabrycznych zabiegów", ale odbywają się one "bez znieczulenia, bo żaden lekarz nie chce podać narkozy i wziąc na siebie ewentualnej możliwości zgonu".

Ludzkość dokonała wielkiego postępu od czasów starożytności i średniowiecza. Co takiego umieli np. nasi przodkowie w zakresie torturowania ludzi? Krzyżowanie, palenie na stosie, wbijanie na pal? Ile mogły trwać cierpienia skazańca? Minuty, godziny, w najlepszym razie 2-3 dni. Jak pokazuje przykład Krzysztofa Jackiewicza, dzisiejsza państwowa medycyna potrafi torturować ludzi przez miesiące, lata i dziesięciolecia. W majestacie XXI-wiecznego prawa. Czy za tymi okropieństwami stoi tylko konformizm personelu medycznego, czy może coś więcej? Wcale nie wykluczam motywacji seksualnej. Od zawsze tłumy waliły na najbardziej krwawe i okrutne publiczne egzekucje. Dzisiaj wielką popularnością cieszą się filmy obrazujące najbardziej nieludzkie i potworne zbrodnie, jakie tylko mogą zrodzić się w ludzkiej wyobraźni. Sadyzm jest bardzo rozpowszechnioną dewiacją, a oprócz służb specjalnych szpitale to najlepsze miejsca pracy dla ludzi odczuwajacych przyjemne skurcze penisa lub łechtaczki na widok czyjegoś bólu i cierpienia. A tymczasem świat walczy z "pedofilią".

Doktor Mengele zyskał wielu godnych następców. Nie możemy jednak zapominać, że nie byłoby Mengelego bez Hitlera i jego "Mein Kampf". Nie byłoby cierpień Krzysztofa Jackiewicza i milionów innych ludzi bez ideologów głoszących hasła: "Życie człowieka nie należy do niego samego, tylko do Boga, więc człowiek nie może o nim sam decydować", "Życzeniem Boga jest, aby człowiek cierpiał", "Cierpienie uszlachetnia". To najokropniejsze bluźnierstwa, a ich autorzy mogą liczyć chyba tylko na miłosierdzie Pana Boga. Ja na jego miejscu najpierw pouszlachetniałbym ich, tak jak oni Krzysztofa, a dopiero potem odesłał w niebyt, gdzie jest ich miejsce.

Świętej pamięci profesor Zbigniew Religa wybrał śmierć w domu. Podobnie postąpił Jan Paweł II. Oni dobrze wiedzieli, co może ich spotkać, kiedy wpadną w ręce oprawców w białych fartuchach gorszych od CzeKa i Gestapo. Ludzie, pozwólcie swym nieuleczalnie chorym bliskim odejść z tego świata w domu! Zadbajcie w porę o skuteczne środki przeciwbólowe, choćbyście mieli wydać kupę forsy na łapówki dla lekarzy lub aptekarzy. I podajcie cierpiącym taka ich dawkę, żeby uśmierzyła ból, nawet jeśli to spowoduje, że odejdą do wieczności kilka godzin wcześniej. Bóg was za to nie potepi, tylko wam podziękuje. Bo dla Boga (podobnie, jak dla człowieka nie będącego sadystą) nie ma nic bardziej odrażającego i ohydnego, niż cierpienie innej istoty.


piątek, 3 czerwca 2011

Zbrodnia i wyrok

Jestem bardzo sceptyczny wobec tzw. zbiegów okoliczności. Owszem, czasami się zdarzają, ale na ogół ciąg wydarzeń układa się w chronologiczny łańcuch przyczynowo-skutkowy. Jeżeli więc 1 czerwca 2011 Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie wydaje uniewinniający wyrok na polskich żołnierzy oskarżonych o masakrę ludności cywilnej w Nangar Khel, a 2 czerwca w Afganistanie w wyniku ataku talibów ginie starszy kapral Jarosław Maćkowiak, a dwóch jego kolegów odnosi rany, to na pewno nie jest to przypadek, tylko przyczyna i skutek, z których mozna wyciągnąć interesujące wnioski. Pierwszy jest taki, że afgańscy partyzanci mają źródło szybkiej informacji i błyskawicznie dowiadują się, co dzieje się w Polsce. O innych wnioskach trochę później.

O sprawie Nangar Khel dużo rozpisywała się polska prasa. Można jej wierzyć lub nie, ale dla mnie kilka bulwersujących faktów zostało przedstawionych w sposób wiarygodny. Nie można uważać za normalną i dopuszczalną w jakimkolwiek wojsku sytuacji, w której istniała nieformalna grupa, na której czele stał chorąży, a formalni dowódcy z oficerskimi stopniami byli de facto pozbawionymi znaczenia marionetkami. Ta grupa w teorii i w praktyce kierowała się przesłankami takimi jak rasizm i pogarda dla ludzi z innego kręgu kulturowego, czyli w tym przypadku muzułmanów. Zbrodnia w Nangar Khel nie była pierwszym i jedynym wyczynem tych ideowych faszystów. Również wcześniej w Iraku ci sami ludzi dopuszczali się morderstw na cywilach, ale sprawy zostały zatuszowane.

Udział w kolonialno-rasistowskich awanturach w Iraku i Afganistanie to w chlubnych dziejach polskiego oręża haniebny epizod, o którym przyszłe pokolenia z zażenowaniem bedą się uczyć na lekcjach historii. Wcześniej Polacy walczyli po niewłaściwej stronie tylko wtedy, gdy nie istniała niepodległa Polska i robili to pod przymusem, bedąc siłą wcieleni do obcych armii okupacyjnych. Teraz biorą udział w gnębieniu innych narodów pod polskimi sztandarami. Trzeba jednak przyznać, że na tle wyczynów Amerykanów Polacy i tak na ogół zachowują się przyzwoicie. Trzeba podkreślić, że Nangar Khel to wyjątek. Trzeba oddać cześć porucznikowi Arturowi Prackiemu, który nie tylko zapobiegł dalszej masakrze cywilów, ale miał odwagę nagłośnić całą sprawę.

Wyrok polskiego sądu wojskowego rodzi określone konsekwencje. Minister Klich już zapowiedział awanse dla uniewinnionych żołnierzy. Być może czekają ich też zaszczyty i odznaczenia państwowe, jakie już stały się udziałem politycznych kryminalistów, którzy wysłali polskie wojsko do Iraku i Afganistanu. Mamy więc "bohaterów", a porucznik Pracki zapewne zostanie uznany za "zdrajcę". Najgorsze jest jednak to, że wyrok uniewinniający dla chorążego Osieckiego i jego siepaczy oznaczał jednocześnie wyrok śmierci dla kaprala Maćkowiaka i zapewne wielu innych polskich żołnierzy w Afganistanie. Kto wie, może także dla polskich kobiet idzieci, które zginą w jakimś zamachu bombowym. Każda nieukarana zbrodnia rodzi bowiem następną zbrodnię. Kto jak kto, ale my Polacy powinnismy o tym pamiętać. To Strzałkowo zrodziło Katyń.