środa, 4 maja 2011

Chłopcy do przyznawania się

W średniowieczu istniała instytucja chłopców do bicia. Polegała ona na tym, że wynajęci w tym celu chłopcy odbierali lanie w zastępstwie latorośli koronowanych głów, kiedy te nabroiły. W mocno zmienionej formie zwyczaj ten odżył na przełomie XX i XXI wieku, kiedy to pojawiły się osoby zwyczajowo biorące na siebie odpowiedzialność za akty terroru i rozmaite niecne czyny.

Pierwszeństwo historyczne należy przyznać Rosjanom. Wojna w Czeczenii przebiegała dla Rosji w sposób niepomyślny, aż do chwili kiedy nagle zaczęły wybuchać jeden po drugim domy mieszkalne w różnych miastach Rosji, grzebiąc pod sobą dziesiątki mieszkańców. Było to jawne barbarzyństwo, które oburzyło cały świat. Rosyjska i światowa opinia publiczna podejrzewały udział rosyjskich służb specjalnych i osobiście nowego wówczas premiera Władimira Putina do chwili, kiedy do tego obrzydliwego terroryzmu przyznał się czołowy czeczeński rebeliant Szamil Basajew. Nastąpił przełom w wojnie. Putin dostał od świata moralne przyzwolenie na zastosowanie wobec Czeczenów najbrutalniejszych metod i skwapliwie z nich skorzystał. Czeczeni odpowiadali coraz ostrzejszymi aktami terroru. Od niektórych z nich na kilometr śmierdziało co najmniej współudziałem rosyjskiej bezpieki, ale wszystkie wątpliwości rozwiewał Szamil Basajew, przyznając się do ich inspiracji i organizacji. Kiedy już Rosjanie opanowali sytuację w Czeczenii, Basajew przestał być potrzebny i zginął w tajemniczych okolicznościach w wybuchu. Zginął w dosłownym tego słowa znaczeniu, bowiem pozostały po nim przysłowiowy smród i kamaszki.

Ataki terrorystyczne w USA z 11 września 2001 były szokiem dla całego świata. Przez kilka dni chyba wszyscy ludzie na świecie zadawali sobie pytanie, kto za nimi stoi. Pamiętam dyskusje w gronie rodziny i znajomych na ten temat. Padały podejrzenia pod adresem Rosji, Chin, a nawet Izraela. Po kilku dniach Amerykanie ogłosili światu, że winnym zamachów jest Osama bin Laden i Al Kaida, mało znacząca do tej pory islamska organizacja terrorystyczna. Nie przedstawiono żadnych dowodów tego twierdzenia, ale wkrótce przestały być one komukolwiek potrzebne, bo bin Laden przyznał się do wszystkiego. USA zaatakowały matecznik Al Kaidy w Afganistanie, a następnie rozszerzyły teatr wojny z islamskim fundamentalizmem na Irak. Nastąpiły odwetowe akty terroru w Londynie, Madrycie, Bombaju i wielu innych miejscach a brodaty przywódca Al Kaidy konsekwentnie brał je wszystkie na siebie. Do chwili kiedy zginął z rąk amerykańskich komandosów w pakistańskim Abbotabadzie 1 maja 2011.

Podobnie, jak w przypadku Basajewa nasuwają się wątpliwości, czy bin Laden zginął, czy też "zginął". Ciało w pośpiechu podobno wrzucono do morza i tym samym pozbyto się niezbitego dowodu w sprawie. Dlaczego? Pytań bez odpowiedzi jest zresztą o wiele więcej. Jak to możliwe, że bin Laden ukrywał się przez 6 lat pod nosem pakistańskiej armii i wywiadu? Czy rzeczywiście dobrowolnie przez tak długi czas przebywał w swego rodzaju areszcie domowym? A może wcale nie dobrowolnie? Jak się popatrzy na zdjęcia tzw. "fortecy bin Ladena", to od razu nasuwają się skojarzenia z więzieniem.

Osama bin Laden odegrał dla Stanów Zjednoczonych bardzo ważną i pozytywną rolę. Po pierwsze, był żywym dowodem na to, iż do ataków na "miłującą pokój i prawa człowieka awangardę demokracji światowej" może podnieść rękę jedynie zbrodniczy szaleniec otoczony niewielką garstką fanatyków. Po drugie, dał Amerykanom pretekst do rozpętania dwóch zbrodniczych w swej naturze wojen na Bliskim Wschodzie, które pochłonęły miliony ludzkich istnień. Po trzecie wreszcie, dał również pretekst do teoretycznej i praktycznej ofensywy ideologii światowego neozamordyzmu pod pozorem walki z globalnym niebezpieczeństwem terrorystycznym.

Nasuwa się pytanie, dlaczego bin Ladena pozbyto się właśnie teraz. Nie chodzi tutaj wcale o zwiększenie szans Baracka Obamy na reelekcję, bowiem do wyborów pozostało jeszcze półtora roku. Chodzi o to samo, co w przypadku ataku na Irak, a mianowicie o interesy Izraela. Spontaniczna arabska wiosna ludów, która wybuchła w Tunezji, a następnie rozszerzyła się na Egipt i inne kraje zaskoczyła Amerykanów i początkowo przysporzyła im kłopotów. W Bahrajnie, Jemenie i innych krajach sojuszniczych władze wzięły protestujących za mordę, krwawo się z nimi rozprawiając za przyzwoleniem USA. Ale już w Libii Amerykanie zwęszyli okazję do rozprawienia się z Kadafim i militarnie wsparli rebeliantów. Potem apetyt wzrósł w miarę jedzenia i przyszła kolej na Syrię, śmiertelnego wroga Izraela oraz największego sojusznika Palestyńczyków i znienawidzonego Iranu. Agresja na Syrię pod pozorem obrony ludności cywilnej to jest okazja, która może się długo nie powtórzyć. Tylko należałoby wcześniej zamknąć płonący na całej długości front afgański. Oczywiście wcześniej odnosząc spektakularny sukces w postaci zabicia wroga publicznego numer 1.

Zapewne nigdy nie uzyskamy pewności, czy ciało Osamy bin Ladena zniknęło w głębinach Morza Arabskiego, czy też żyje on sobie w luksusowych warunkach pod opieką CIA i FBI. To drugie jest bardziej prawdopodobne i zapewne taka wersja będzie od czasu do czasu rozpowszechniana przy pomocy celowo puszczanych w obieg plotek. Przecież nie można zniechęcać innych kandydatów na chłopców do przyznawania się.