poniedziałek, 21 marca 2011

Homeopatia monetarna

Homeopatia to dział medycyny niekonwencjonalnej, przez większość lekarzy i naukowców uważany za szarlatanerię. Podstawowe założenie homeopatii głosi, że choroby należy zwalczać substancjami wywołującymi w organiźmie ludzkim objawy zbliżone do tych właśnie chorób. Nie ma w tym nic nielogicznego i nawet można zauważyć analogię do działania szczepionek. Gorzej jest niestety z innymi regułami homeopatii. W szczególności z zasadą, która głosi, iż substancja lecznicza rozcieńczona w proporcji 1:1000, 1:1000000 i jeszcze bardziej, nic nie traci ze swoich zbawiennych dla zdrowia właściwości, a wręcz przeciwnie. Im większy stopień rozcieńczenia, tym lekarstwo bardziej skuteczne. Według Wikipedii i innych źródeł jest to sprzeczne z zasadami fizyki. Nie jestem fizykiem, więc nie potwierdzam i nie zaprzeczam. Mogę natomiast stwierdzić niezgodność tejże homeopatycznej reguły z logiką.

Gdzie jak gdzie, ale w ekonomii logika powinna królować. Tymczasem napotykamy tu do rozwikłania problem podobny do tego związanego z homeopatią. Jeżeli w jakimś kraju inflacja wynosi dajmy na to kilkanaście procent rocznie, wobec średniej dla danego regionu lub kontynentu powiedzmy 5%, to logicznym wydawałoby się, iż waluta tego kraju powinna tracić na wartości w stosunku do walut państw sąsiednich. Tymczasem praktyka gospodarcza pokazuje, że jest dokładnie inaczej. Taka waluta nie tylko nie traci, ale zyskuje na wartości w stosunku do innych. Jak to jest możliwe i dlaczego tak się dzieje?

Trzeba zacząć od tego, że w obowiązującym w świecie systemie pieniądza fiducjarnego obowiązuje specyficzna logika, którą nazwałbym logiką krótkoterminowa lub logiką rabunkową. Zgodnie z nią wyższa inflacja oznacza wyższe stopy procentowe w danym kraju. A jeżeli można się spodziewać wyższych stóp, to znaczy, że opłaca się pożyczyć we własnej walucie na 5% i ulokować w walucie oprocentowanej wyżej. Tak właśnie działa kapitał spekulacyjny i dlatego kurs wymiany rośnie na korzyść waluty kraju z wysoką inflacją. Jest oczywiste, że gospodarka tego kraju na tym traci, ponieważ wyprodukowane tam towary stają się mniej konkurencyjne. Spadają wpływy z podatków i aby kraj mógł dalej funkcjonować musi zadłużać się emitując obligacje skarbu państwa. Wpływy z emisji obligacji wchodzą do obiegu i jeszcze bardziej powiększają inflację. Jak w homeopatii mamy tu do czynienia z ciągłym rozcieńczaniem. W tym przypadku z rozcieńczaniem wartości pieniądza, który w kraju jest wart coraz mniej, ale za to za granicą coraz więcej. Czyżby triumf homeopatii?

Teoretycznie wydawałoby się, że taki proces nie może trwać długo, ponieważ wierzyciele stracą zaufanie i przestaną kupować obligacje zadłużonego po uszy kraju. Jednak współcześni macherzy od gospodarki znaleźli na to kilka dobrych sposobów. Jednym z nich są przymusowe fundusze emerytalne (np. nasze OFE). Są one przymusowe podwójnie. Obywatele przymusowo wpłacają do funduszów swoje składki, a fundusze przymusowo kupują obligacje skarbu państwa. Inną metodą jest Quantitative Easing, czyli dodruk pieniądza "na chama", czyli bez zaciągania z tego tytułu żadnych zobowiązań przez państwo. Homeopatia monetarna działa w najlepsze, ponieważ praktycznie prawie cały świat zadłuża się na potęgę i trudno już nawet rzetelnie policzyć, który kraj jest bliższy bankructwa: Japonia czy USA, Grecja czy Islandia, Hiszpania czy Polska.

Interesujące, że kapitał spekulacyjny bierze pod uwagę nie tylko inflację bieżącą, lecz antycypuje także tendencje na przyszłość. Klęska żywiołowa lub inna katastrofa oznacza dla dotkniętego nią kraju konieczność zwiększonych wydatków i przyśpieszonego zadłużania się. A więc skoro tragiczne trzęsienie ziemi dotknęło Japonię, to na giełdach jen japoński... umacnia się na potęgę. Im gorzej, tym lepiej? Ratujcie bracia fizycy, bo logika jest w tym przypadku bezsilna!

Od jakichś trzech dziesięcioleci wiodącym kierunkiem ekonomicznym na świecie jest monetaryzm, "twórcze" rozwinięcie klasycznego keynesizmu. Zgodnie z tą doktryną mocny pieniądz jest podstawą i kamieniem węgielnym zdrowej gospodarki. Monetaryści są oczywiście prorynkowi i za miernik siły pieniądza uważają kursy walutowe ustalone na światowych giełdach. Czego życzą sobie zatem nawzajem premierzy i prezesi banków centralnych, spotykając się np. na corocznym kongresie w Davos? Trzęsienia ziemi i tsunami? Fukushimy i Czarnobyla na raz? Powodzi tysiąclecia i suszy wszechczasów? Plagi szarańczy, dżumy i cholery? Amen.






sobota, 19 marca 2011

Chrabia prezydęt

Oglądając telewizję, człowiek czasami nie wie, czy śmiać się, czy płakać. Stopień kaleczenia polskiej mowy przez osoby publiczne jest przerażający. O ile można by przymknąć oko na błędy językowe sportowców, piosenkarzy i innych celebrytów, o tyle niewybaczalne jest to w przypadku polityków i dziennikarzy. Być może język polski jest za trudny i należałoby go uprościć np. przez zlikwidowanie przypadków, bo w tej dziedzinie błędy są najczęstsze. Coraz większą rzadkością stają się ludzie, którzy czują różnicę pomiędzy dopełniaczem i biernikiem.

Pół biedy jeszcze, kiedy się mówi. Czasami jednak trzeba coś napisać, a wtedy efektem jest zgroza, horror i ohyda, jak w przypadku dwóch karygodnych błędów ortograficznych w jednym zdaniu popełnionych przez pierwszego obywatela RP Bronisława Bul-Komorowskiego ( z innych Komorowskich, niż Bór-Komorowski). Nie wierzę w żadne dysleksje, czy dysortografie. Rażące błędy ortograficzne są wynikiem nie czytania niczego. Ani książek, ani nawet gazet. Mieliśmy już prezydenta RP, który publicznie chwalił się, że w życiu nie przeczytał żadnej książki. Teraz okazuje się, że to nie wyjątek, a reguła. Nie ma różnicy, czy się pochodzi z małorolnych kmiotów, czy jest się hrabią i synem profesora. Oba nieuki, Wałęsa i Komorowski to produkty współczesnej demokracji, podobnie jak Jarosław Kaczyński i reszta ciemnoty zapełniającej większość sejmowych ław i ministerialnych gabinetów.

Aby zostać posłem, senatorem, ministrem, premierem lub prezydentem trzeba najpierw zrobić karierę partyjną, która jest realizowana w oparciu o selekcję negatywną. Wiedza i inteligencja to cechy niepożądane, premiowane są bezczelność, tupet, chamstwo, prymitywne cwaniactwo, lizusostwo i brak jakichkolwiek zasad moralnych. Demokracja parlamentarna w obecnym wydaniu to gwarancja jełopów na najwyższych stanowiskach państwowych, co stwierdzam z bólem i bez żadnej nadziei na przyszłość.

środa, 2 marca 2011

Paragraf 39

Chyba nie ma bardziej nudnej i monotonnej lektury, niż ustawy i rozporządzenia regulujące gospodarkę. Przypuszczam, że nie ma człowieka, który czytałby takie teksty z upodobaniem z własnej i nieprzymuszonej woli. Czasami jednak trzeba je przeczytać z takich, czy innych powodów i coś takiego niedawno mi się przydarzyło. Przeczytałem szereg najważniejszych dokumentów dotyczących spraw gospodarczych w naszym kraju i lektura jednego z nich mną głęboko wstrząsneła. Konkretnie chodzi o paragraf 39 ustawy o obrocie instrumentami finansowymi z dnia 29 lipca 2005 r.

Paragraf 39 dotyczy manipulacji instrumentami finansowymi. Ustęp 1 stanowi, że takowa manipulacja jest zakazana. Ustęp 2 wymienia przykłady rozmaitych łajdactw, stanowiących rzeczoną manipulację w myśl ustawy. Przytoczę tylko kilka najważniejszych:
- składanie zleceń lub zawieranie transakcji wprowadzających w błąd co do rzeczywistego popytu, podaży lub ceny instrumentu finansowego
- składanie zleceń lub zawieranie transakcji powodujących sztuczne ustalanie się ceny jednego lub kilku instrumentów finansowych
- rozpowszechnianie za pomocą środków masowego przekazu fałszywych lub nierzetelnych informacji albo pogłosek, które wprowadzają w błąd w zakresie instrumentów finansowych
- zapewnianie kontroli nad popytem lub podażą instrumentu finansowego z naruszeniem zasad uczciwego obrotu

Do tej pory wszystko jest jasne i O.K. Zobaczcie jednak, co mówi m.in. ustęp 3: "Przepisów ust.2 nie stosuje się do transakcji służących realizacji ustawowych zadań w zakresie polityki pieniężnej lub dewizowej państwa albo zarządzania długiem publicznym, zawieranych przez osoby uprawnione do reprezentowania właściwych organów państwowych lub Narodowego Banku Polskiego, a także przez Europejski System Banków Centralnych". Jak to rozumieć? Ano tak, że mamy manipulacje złe i dobre. Jeżeli manipuluje Kowalski lub Nowak albo firma KRZAK, to jest to naganne i podlega odpowiedzialności karnej. Ale jeżeli manipuluje wyższy urzędnik państwowy (premier, minister, prezes NBP), to jest to uzasadnione i w związku z tym bezkarne. Inaczej paragrafu 39 zrozumieć się nie da.

Trudno o lepszy przykład podwójnej moralności, zwanej u nas także "moralnością Kalego". Pragnienie zapewnienia sobie "blachy na dupę" sprawiło, że w tym przypadku władza gra z nami w otwarte karty. Po lekturze paragrafu 39 powinno być dla każdego jasne, iż jeżeli premier mówi, że polski złoty ma silne fundamenty, to znaczy, że manipuluje, bo jest dokładnie odwrotnie. Jeżeli tenże polski złoty na początku 2011 mocno zwyżkuje w stosunku do innych walut, to znaczy, że prezes NBP w zmowie z ministrem finansów rzucili nagle na rynek 9 mld euro z rezerw państwowych i nie ma to nic wspólnego z kursem kształtowanym przez rzeczywistą podaż i popyt. Jeżeli wysoki urzędnik państwowy twierdzi, że inflacja będzie spadać, to otrzymujesz obywatelu sygnał, że będzie rosnąć. A jeżeli słyszysz o świetlanej przyszłości naszej gospodarki, to możesz to odczytać jako: "Okręt tonie, ratuj się kto może."