poniedziałek, 31 sierpnia 2009

Żelazny argument

Ateiści przytaczają rozmaite argumenty świadczące, ich zdaniem, przeciwko istnieniu Boga. Wiele z nich dotyczy kwestionowania dogmatów obowiązujących w konkretnych religiach (np. w religii katolickiej niepokalane poczęcie, trójca święta, nieomylność papieży). W gruncie rzeczy jest to czepianie się szczegółów i nie powinno zachwiać przekonaniami człowieka wierzącego.Niewierzący mają jednak w zanadrzu "koronny dowód", który trudno zakwestionować, pozostając w zgodzie z logiką.

Pytanie brzmi: jak to możliwe, by dobry Bóg zezwalał na ogrom nieszczęść, który jest udziałem ludzkości. Umierające z głodu dzieci, masowe zbrodnie, czy też śmierć najbliższych mogą zachwiać podstawami wiary nawet człowieka głęboko wierzącego. Kościół nie ma dobrego alibi dla Boga w tej sprawie. Tłumaczenia o wypróbowywaniu człowieka przez Boga, nie pojmowaniu zamiarów Boga przez ludzki rozum i powoływanie się na przykład biblijnego Hioba są naiwne i pokrętne. Jeżeli na świecie dzieje się tyle zła, to albo Bóg jest wyrafinowanym sadystą, albo po prostu go nie ma. Pierwsza możliwość jest zbyt przerażająca, żeby się nad nią zastanawiać, pozostaje więc druga. Bóg to wymysł ludzi i koniec dyskusji. Czy aby na pewno?

Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie dla równowagi przytoczyć dwie poważne poszlaki przemawiające za istnieniem Boga. Pierwszą z nich jest paradoksalnie teoria ewolucji Darwina. Przecież gołym okiem widać, że jest to uporządkowany proces, a nie jakiś przypadkowy chaos. Od bakterii poprzez rośliny, bezkręgowce, ryby, płazy, gady, ssaki, małpy aż do człowieka. Prosto, jak po sznurku i w określonym celu. Zbieg okoliczności? Można tak było sądzić w czasach, kiedy uważano, że wszechświat nie ma początku ani końca. W nieskończoności wszystko jest możliwe. Ale teoria wielkiego wybuchu pozwala nam określić początek wszechświata i obliczyć prawdopodobieństwo przypadkowego powstania życia we wszechświecie w drodze reakcji chemicznej. Już samoistne przekształcenie materii nieożywionej w ożywioną jest skrajnie nieprawdopodobne. A co z pozostałymi "przypadkowymi" etapami ewolucji?

Drugą przesłanką istnienia Boga jest samo pojawienie się religii i jej istnienie absolutnie we wszystkich społeczeństwach, nawet tych skrajnie izolowanych. Argumentacja ateistów, że człowiek ni z tego, ni z owego zaczął oddawać cześć boską słońcu, księżycowi, piorunom jest równie naiwna i nielogiczna, jak kościelne banialuki, iż Bóg wystawia nas na próbę. Człowiek różni się od zwierzęcia tym, że w pełni uświadamia sobie czwarty wymiar, jakim jest czas. W konsekwencji ma świadomość przemijania i nieuchronności śmierci. Zwierzęciu Bóg nie jest do niczego potrzebny. Jak więc powstała wiara w Boga? Jakiś małpolud w sobotę sobie nie uświadamiał, a w niedzielę sobie uświadomił? Zasnął jako zwierzę, a obudził się jako człowiek i poleciał pomodlić się do słońca? Powstanie wiary w Boga bez zewnętrznej ingerencji jest po prostu ABSURDALNE!!!

Jak więc jest z tym Bogiem? Dla człowieka logicznie myślącego odpowiedź może być tylko jedna. Bóg istnieje, ale nie jest wszechmogący. Być może zasoby jego energii są ograniczone i musi nimi oszczędnie szafować. A być może z jakichś innych powodów nie jest w stanie w pełni zapobiec pierwotnemu Złu. W każdym razie nie jest bardziej odpowiedzialny za cierpienia ludzi, niż miłośnik zwierząt za śmierć swojego ukochanego psa, czy kota, który został przejechany przez samochód.