czwartek, 9 września 2010

Neosymonia

Niedawno napisałem tekst o poważnym kryzysie w Kościele katolickim. Kryzys ten ma także swój wymiar ekonomiczny. W wielu krajach co roku dziesiątki tysięcy wiernych formalnie wypisują się z Kościoła, co skutkuje coraz mniejszymi kwotami podatku kościelnego. W Polsce takiego podatku nie ma, lecz spadek osób chodzących do kościoła oznacza mniejsze wpływy z tacy. Negatywnie na finanse kościelne wpływa także drastyczny spadek zawieranych małżeństw i rodzących się dzieci, co uszczupla opłaty pobierane przez Kościół za udzielanie ślubów i chrztów. Chyba tylko wpływy z pogrzebów utrzymują się na w miarę niezmiennym poziomie.

Potrzeba jest matką wynalazku, a Kościół nie po raz pierwszy ma problemy finansowe. Kiedy na początku XVI wieku podjęto budowę bazyliki św. Piotra w Rzymie, wydatki Kościoła wzrosły lawinowo. Zbudowanie tak wspaniałej budowli kosztowało krocie, kolejni papieże zadbali więc o finansowanie, kierując się przy tym sformułowaną przez Machiavellego maksymą głoszącą, iż cel uświęca środki. Rozpoczęto na szeroką skalę sprzedaż odpustów. Papież w imieniu Pana Boga, a poszczególni biskupi w imieniu papieża odpuszczali grzechy wszystkim tym, którzy zapłacili odpowiednie kwoty. Płacili wszyscy, bogaci i biedni. Biednych stać było na wykupienie się od kilku dni czyśćca, bogacze mogli sobie pozwolić na odpuszczenie wszystkich grzechów popełnionych w przeszłości, a także w przyszłości. Mając gwarancje zbawienia, mogli więc dopuszczać się największych niegodziwości, z gwałtami i morderstwami włącznie. Wtedy właśnie narodziło się powiedzenie: "Hulaj dusza, piekła nie ma".

Od strony moralnej proceder sprzedaży odpustów był przez co światlejsze umysły postrzegany jako jednoznacznie negatywny. Zakonnik z Wittenbergi Marcin Luter jako pierwszy ośmielił się go skrytykować publicznie, zarzucając papieżowi i biskupom symonię, czyli świętokupstwo. Kupczenie zbawieniem doprowadziło do schizmy i wystąpienia z Kościoła zwolenników Lutra, którzy utworzyli niezależny od papieża Kościół ewangelicki, a także do krwawych wojen religijnych w prawie całej Europie. Ostatecznie Kościół katolicki zaprzestał praktyki handlu odpustami. Na Watykanie powstała jedna z najwspanialszych budowli w dziejach ludzkości, lecz za wspaniałości bazyliki św. Piotra przyszło katolicyzmowi zapłacić definitywnym zaprzepaszczeniem szans na jedność chrześcijaństwa.

Mam wrażenie, że po 500 latach mamy do czynienia z powtórką z historii, przy czym tym razem kupczenie dotyczy świętości związku małżeńskiego kobiety i mężczyzny. Na straży świętości małżeńskiej przysięgi Kościół katolicki stał nieprzerwanie przez 2000 lat. Nie było wyjątków nawet dla najpotężniejszych władców. Henryk VIII nie otrzymał od papieża unieważnienia małżeństwa z Katarzyną Aragońską, chociaż bardzo o to zabiegał . Maksyma "dura lex sed lex" obowiązywała wszystkich, chociaż wielu ludziom zawarcie małżeństwa z nieodpowiednim partnerem mocno komplikowało życie. Z nadmiarem było to rekompensowane przez dobro dzieci, które wychowywały się w pełnych rodzinach. Warto też pamiętać, o czym zapominają krytykujące dziś katolicyzm feministki, że przez wieki nienaruszalność związku małżeńskiego zabezpieczała przede wszystkim interesy kobiet.

Dzisiaj Kościół znacznie rozluźnił swe stanowisko w kwestii sakramentu małżeńskiego. Przez wieki za wyłączne powody do unieważnienia małżeństwa uznawano kazirodztwo, bigamię i brak współżycia seksualnego małżonków. Obecnie pretekstem do unieważnienia ślubu jest także "zatajenie przed współmałżonkiem kwestii istotnych dla trwałości związku". Podobnie, jak "rozbieżność charakterów" przy rozwodach cywilnych, jest to pojecie tak ogólne, że może obejmować wszystko. Za powód do unieważnienia małżeństwa można więc uznać, iż żona zataiła przed mężem swoje lenistwo lub rozrzutność, a ten z kolei zataił upodobanie do hazardu lub skłonność do chrapania.

O skali zjawiska świadczy fakt, że w ubiegłym roku do sądów diecezjalnych w Polsce skierowano 40.000 takich spraw. Należy sądzić, że wnioskodawcy liczyli się z pozytywnym rozpatrzeniem swych wniosków, skoro decydowali się na zapłacenie adwokatom od 10.000 do 30.000 zł adwokatom reprezentującym ich interesy. Warto też zauważyć, że wyłączność na uczestnictwo w procesie o unieważnienie małżeństwa mają adwokaci, którzy uzyskali specjalną aplikację przyznawaną indywidualną decyzją odpowiedniego biskupa diecezjalnego. Trzeba być ślepym, żeby nie dostrzec w tym procederze ogromnego zagrożenia korupcją, a także symonią. Papieżu Benedykcie, prymasie Józefie, nie idźcie tą drogą!