poniedziałek, 28 września 2009

Cień Ludwika XVI

Na wielu blogach i forach internetowych pojawiły się w ostatnim czasie porównania obecnej kryzysowej sytuacji gospodarczej systemu kapitalistycznego do schyłku realnego socjalizmu w latach 80-tych XX wieku. To trafne spostrzeżenia, ale, moim zdaniem, jeszcze większa analogia istnieje pomiędzy czasem obecnym, a końcówką wieku XVIII, czyli schyłkiem feudalizmu.

Feudalizm dzisiaj kojarzy nam się z zacofaniem, ale w swoim czasie był ustrojem bardzo postępowym, bowiem następował po niewolnictwie. Gospodarczo był od niewolnictwa zdecydowanie wydajniejszy, bo, jak wiemy, "z niewolnika nie ma dobrego pracownika". Polegał on na dzierżawie ziemi będącej własnością feudała przez rzeszę drobnych najemców - chłopów. Obie strony odnosiły korzyści z takiego stanu rzeczy, ponieważ:
- dzierżawa przynosiła feudałowi zysk w postaci pańszczyzny bądź czynszu, którego by nie miał, gdyby nie umowa z chłopami
- uprzednio bezrolni chłopi zyskali możliwość nie tylko wykarmienia rodziny, ale także sprzedaży nadwyżek produktów z dzierżawionych pól na rynku

Z biegiem wieków pierwotna umowa dobrowolnej dzierżawy ulegała coraz większym zmianom na korzyść szlachty, a na niekorzyść chłopów. Tam, gdzie obowiązywała pańszczyzna, jej wymiar został jednostronnie podniesiony przez szlachtę z kilku dni w miesiącu na kilka dni w tygodniu, a tam, gdzie obowiązywał czynsz, został on drastycznie zwiększony. Dodatkowo szlachta wprowadziła pozaekonomiczne przywileje dla siebie, jak prawo pierwszej nocy i inne seksualne ekscesy względem chłopów, którym zakazano również opuszczania miejsca zamieszkania. Z wolnych ludzi stali się więc prawie niewolnikami.

Chłopi musieli się godzić na te niekorzystne zmiany, ponieważ po stronie szlachty stał państwowy aparat przymusu. Niepokorni szli w dyby lub uciekali do miast, gdzie powiększali szeregi mieszczaństwa. Z czasem również wśród szlachty nastąpiło duże rozwarstwienie. Na czoło wysunęła się ta część, która miała największy dostęp do władzy państwowej (króla, księcia, cesarza), czyli arystokracja. Drogą korupcji ("Uznamy Twego syna z nieprawego łoża za prawowitego następcę tronu, Miłościwy Panie, ale w zamian...") systematycznie poprawiała swą pozycję materialną kosztem pozostałych klas (chłopi, mieszczanie, drobna szlachta). Doszło do tego, że niewielka ilościowo grupka zawłaszczała większość dochodu wyprodukowanego w pocie czoła przez resztę społeczeństwa.

Rozwarstwienie majątkowe jest warunkiem postępu, ale nadmierne rozwarstwienie zawsze prowadzi do niewydolności systemu. Klasa pasożytnicza nie konsumowała proporcjonalnie do swoich dochodów i nie inwestowała ich w produkcję, lecz je tezauryzowała. Gospodarka zaczęła się kurczyć. Skarb państwa świecił pustkami, a władcy byli zmuszeni zaciągać długi u lichwiarzy na wysoki procent. Przywileje arystokratów i szlachty stały się głównym hamulcem rozwoju.

Wiemy, co nastąpiło potem. Rewolucja Francuska, której symbolem stała się gilotyna. Na szafocie stracił życie nieszczęsny Ludwik XVI, a po nim setki tysięcy niewinnych ludzi. Rewolucja była jednym z najbardziej ohydnych rozdziałów w historii ludzkości, lecz z ekonomicznego punktu widzenia przyniosła jak najbardziej pożądane efekty. Klasa pasożytnicza w innych krajach zrozumiała, że jej czas się skończył i w przeciągu50 lat (do Wiosny Ludów, czyli 1848) mniej lub bardziej dobrowolnie wyrzekła się swoich przywilejów.

Równość szans zaowocowała ustrojem kapitalistycznym i niebywałym skokiem cywilizacyjnym całej ludzkości. Kapitalizm rozwijał się w miarę spójnie przez około 150 lat, lecz później stopniowo w systemie zaczęło coraz bardziej zgrzytać. Powód jest ten sam, co w feudalizmie. Degeneracja demokracji spowodowała powstanie nowej klasy pasożytniczej, która niczym rak toczy gospodarkę świata. System znów stał się niewydolny, a narastający w lawinowym tempie dług publiczny grozi załamaniem światowych finansów w ciągu najbliższych kilku lat.

Współczesna klasa pasożytnicza powstała w wyniku sojuszu zdegenerowanych elit politycznych (partyjne zakłamane sitwy od lewicy do prawicy) i sektora finansowego. Symbolem tego sojuszu jest amerykański FED, prywatno-państwowa organizacja o charakterze mafijnym, nie podlegająca żadnej społecznej kontroli i działajaca w interesie wielkiego kapitału. Jeszcze kilkadziesiąt lat temu sektor finansowy (banki i ubezpieczenia) odgrywał rolę usługową w stosunku do kapitału produkcyjnego. Dzisiaj role są całkowicie odwrócone i "ogon merda psem".

Władza polityczna jest powiązana z kapitałem finansowym milionami korupcyjnych układów. Pozornie banki działają w ramach ogólnych przepisów prawa i nie są obdarzone jakimiś szczególnymi przywilejami. W rzeczywistości państwo stoi na straży interesów klasy pasożytniczej. Kiedy rozpoczął się obecny kryzys idąca w biliony pomoc państwowa popłynęła do finansjery osłabionej przez własne zachłanne i ryzykowne spekulacje. Z pieniędzy podatników wypłacono bonusy bankierów. Zarówno konsument, jak i producent zostali w bandycki sposób ograbieni.

Rozwarstwienie majątkowe postępuje w zastraszajacym tempie. W USA w ciągu ostatnich 30 lat spadły realne dochody 80% społeczeństwa. Jednocześnie dochody najbogatszych wzrosły w sposób nigdy nie notowany w historii. Podobnie dzieje się na całym świecie. W krajach postkomunistycznych, w tym w Polsce jest jeszcze gorzej, gdyż państwa te nie miały możliwości rozwijania się w zdrowym kapitalizmie, lecz weszły wprost z realnego socjalizmu do kapitalizmu w pełni zdegenerowanego.

W odróżnieniu od feudalizmu dzisiejsza klas pasożytnicza nie tezauryzuje zawłaszczonych dochodów. Strukturalna inflacja czyniłaby takie działanie nieopłacalnym. Wielki kapitał tworzy w zamian bańki spekulacyjne, które z jednaj strony skrywaja inflację, a z drugiej stanowią pułapkę na tych wszystkich, którzy jeszcze posiadają jakieś oszczędności. Dzieje się to z pełną aprobatą, a często wręcz na zlecenie organów państwa. Spekulacje akcjami, surowcami, walutami i nieruchomościami są dla klasy pasozytniczej źródłem zysków kosztem biedniejacego społeczeństwa.

Ten oszukańczy mechanizm to jednak nie "perpetuum mobile". Krach musi nastąpić wcześniej, czy później z czysto matematycznych powodów. Jest "za pięć dwunasta" i ludzkość ma jeszcze czas, żeby zapobiec katastrofie. Czy znowu na drodze rewolucji? Czy znowu muszą spadać łby, żeby "oni" zrozumieli, że tak dalej być nie może? Mam nadzieję, że nie, lecz widmo Ludwika XVI krąży już po świecie.